Czasem samorządowcy stosują mało subtelne środki przymusu. W jednej z gmin w województwie śląskim pani wójt na zebraniu z rodzicami przedszkolaków oznajmiła, że wszystkie sześciolatki powinny od września rozpocząć edukację. "Gdyby jednak rodzice z jakiegoś powodu się z tym nie zgadzali, muszą przedstawić zaświadczenie od specjalisty, że dziecko nie nadaje się do szkoły" - opowiada anonimowo jedna z matek uczestniczących w spotkaniu.

Reklama

>>>Najgłupsze weto tej prezydentury

Z kolei w podwarszawskiej miejscowości rodzice dowiedzieli się, że w ich przedszkolu zostanie zlikwidowany ostatni oddział i najlepiej byłoby, gdyby wysłali dzieci od razu do szkoły. "Kiedy zapytałam, jak będą wyglądały zajęcia w szkolnej zerówce, usłyszałam, że programu właściwie... nie ma" - opowiada Joanna Jabłkowska, matka 5-letniego Antka. Zaś na pytania innych rodziców, co 6-latek powinien umieć, żeby pójść do pierwszej klasy, pedagodzy poinformowali, że wystarczy liczyć do 20 i znać litery. "Ewidentnie próbowano nas zniechęcić do zerówki, wykazując, że dzieci niczego się w niej nie nauczą. Z tego spotkania większość rodziców wyszła przekonana, że lepiej będzie zapisać dziecko od razu do pierwszej klasy" - dodaje Jabłkowska. Kilka dni później dostała zaproszenie dla syna od dwóch pobliskich szkół podstawowych.

Podobnie jest w całej Polsce. W Warszawie urząd miasta ustalił nawet, że o reformie należy mówić jednym głosem. I koniecznie pozytywnie. "Pod koniec stycznia na Ursynowie odbyło się spotkanie pedagogów oraz dyrektorów szkół i przedszkoli z urzędnikami z wydziału edukacji. Przekaz był jasny: należy poprzeć przenoszenie oddziałów przedszkolnych do szkół, uspokajać rodziców, nie psioczyć i zachęcać do wysyłania do szkół" - opowiada anonimowo pedagog z Ursynowa.

Reklama

>>>Prezydent nie puszcza 6-latków do szkoły

Naczelnik ursynowskiego wydziału oświaty Bogumiła Bornowska nie chciała sprawy komentować, jednak efekty nieformalnych zaleceń są widoczne. Na zebraniach, jakie odbywały się w ostatnich dniach w ursynowskich podstawówkach, zgodnie chwalono wcześniejszą edukację. Dyrektorka poradni psychologiczno-pedagogicznych nr 18 stwierdziła wręcz, że "dzieciom należy stawiać wyzwania i podnosić poprzeczkę". I dodawała, że właściwie prawie każde dziecko, które chodziło do przedszkola, poradzi sobie w pierwszej klasie. Ta sama dyrektorka - jak opowiada nam jedna z matek - jeszcze w zeszłym roku była zdecydowaną przeciwniczką obniżenia wieku szkolnego. W kierowanej przez nią poradni psychologowie straszyli rodziców, że dzieci, które w wieku 6 lat trafią w szkolne tryby, będą mieć problemy emocjonalne. Z lubością opowiadali też o przypadkach samobójstw uczniów, których zbyt wcześnie posadzono w ławkach. "Zmieniliśmy poglądy, bo zmieniły się przepisy. Będzie inna rzeczywistość, do której trafią te dzieci" - mówi DZIENNIKOWI Małgorzata Januszek.

Jak się okazuje, te metody są skuteczne. "Tak barwnie opisywano zalety pierwszej klasy, że nie wahałam się i zapisałam do szkoły mojego syna, który jeszcze nie ma 6 lat" - opowiada warszawianka Magda Malec. Dopiero gdy ochłonęła, zdecydowała jednak, że pośle syna do zerówki.

Dyrektorzy ursynowskich szkół i przedszkoli nie chcą komentować sprawy. Jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie, przeszli niedawno szkolenia z asertywności wobec mediów. Zakaz kontaktu z prasą dostali też pedagodzy. Do poradni przyszło pismo z wydziału oświaty, w którym napisano: "Jeżeli media się odezwą, proszę nic nie komentować".