Iwona Dudzik, Izabela Leszczyńska: Czy czytała pani książkę Pawła Zyzaka?
Barbara Kudrycka: Nie, ale reaguję również na przykłady naruszeń ujawniane w mediach. To właśnie na ich podstawie podjęłam decyzję o skierowaniu wniosku do Państwowej Komisji Akredytacyjnej.

Reklama

Konsultowała ją pani z premierem?
Ja nie zleciłam kontroli, tylko wysłałam list do przewodniczącego PKA o rozważenie możliwości przeprowadzenia oceny. To była moja osobista decyzja. Pan premier dowiedział się dopiero po jej podjęciu.

Co Państwowa Komisja Akredytacyjna, która na UJ była zaledwie półtora roku temu, powinna tam zrobić? Ma zająć się tą konkretną pracą magisterską?
Najpierw, zgodnie z procedurą, spotka się prezydium Państwowej Komisji Akredytacyjnej. Jeśli podejmie taką decyzję, to zwróci się do dziekana Wydziału Historycznego UJ z prośbą o przygotowanie raportu samooceny. Powinien on dotyczyć tego, jak rada wydziału ocenia swoją jakość nauczania. Ten raport będzie podstawą do tego, czy kontrola PKA w ogóle przyjedzie. To będzie autonomiczna ocena PKA, czy na podstawie raportu samooceny przygotowanej przez UJ konieczna będzie wizyta komisji na uczelni.
Bo jeżeli rada wydziału powiedzmy, przyjmie jakieś rozstrzygnięcia, np. stwierdzi, że należy podjąć środki zaradcze, że metodologia i rzetelność przygotowywania prac w jakiejś części została naruszona, to być może wówczas nie będzie konieczności, by zespół oceniający przyjeżdżał.

Czego pani oczekuje po tej kontroli?
Moja intencja i obowiązek są takie, by rada wydziału podjęła działania i przygotowując raport samooceny, stwierdziła, czy istnieje jakiś problem dotyczący rzetelności naukowej na wydziale historii UJ, czy nie.

Reklama

Czy pani się nie obawia, że kwestionowanie jakości kształcenia na UJ obniży markę tej uczelni?
Nie. UJ jest jedną z najbardziej prestiżowych i najlepszych uczelni w Polsce. W tym roku została zakwalifikowana w rankingach jako najlepsza polska uczelnia. Jeśli doszło do jakiejś wpadki przy pracy promotorskiej, to jestem przekonana, że UJ, który promieniuje na inne uczelnie swoją wysoką jakością, sam podejmie takie kroki, które pozwolą, by także inne uczelnie takie podejście do rzetelności naukowej realizowały. Zresztą przyznam, że chcielibyśmy, by historycy o znakomitym dorobku spotkali się i przedyskutowali problem warsztatu, metodologii nauk historycznych, szczególnie przy pisaniu prac magisterskich, dyplomowych.

Wolność badań jest wartością zapisaną w konstytucji i realizuje się w ten sposób, że profesor czy doktor habilitowany ma prawo do nadawania tytułu magistra. Dlaczego podważa pani to prawo, ingeruje w wolność uczelni?
PKA powstała właśnie po to, by dbać o jakość dydaktyki. Nam zależy na tym, żeby studenci, którzy studiują na różnych uczelniach mieli usługę edukacyjną najwyższej jakości. Za to odpowiada minister poprzez swój organ - PKA.

Ale w tym konkretnym przypadku ten młody człowiek zrobił więcej, niż zwykle robią studenci, on wykonał dużo więcej pracy, bo przeprowadził wywiady ze świadkami.
Każda praca, niezależnie od tego, z jakiej jest dziedziny, czy to jest biologia, matematyka, historia czy prawo, podlega weryfikacji m.in. przez PKA. I PKA nie może kwestionować tematu pracy, natomiast może oceniać jakość opieki promotorskiej, m.in. to, czy metodologia przygotowania tej pracy była odpowiednia. Zastrzeżenia jakie stawiali inni historycy - to wiem z materiałów prasowych - dotyczyły głównie anonimowych źródeł, na których opierał się autor. Sama objętość pracy nie może wyznacznikiem jej jakości.

Reklama

Czyli jeżeli pan profesor popełnił błąd, będzie musiał za to odpowiedzieć?
Nie. Tutaj nie ma żadnych możliwości, żeby minister czy PKA pociągali kogokolwiek do odpowiedzialności. Nikt nie ma takich intencji.

Nie straci tytułu profesora?
Absolutnie nie! Nie stracą tytułów ani profesor, ani autor pracy. PKA może wydać zalecenia dotyczące jakości kształcenia, czyli wskazać, co trzeba zrobić, aby nie było problemów następnym razem.

Nie boi się pani, że zapisze się pani w historii szkolnictwa wyższego właśnie tym zdarzeniem?
Nie, ja myślę, że się zapiszę jako osoba, która bardzo dba o standardy dydaktyki. O takie standardy, które są realizowane zgodnie z najlepszą wiedzą przez pracowników dydaktycznych. Taki cel nam przyświeca także przy reformach, które przygotowujemy.
Natomiast ta sytuacja jest o tyle ważna, bo nam bardzo zależy na tym, aby przyszli nauczyciele historii, obecnie studenci, tacy jak pan Zyzak, uczyli dzieci i młodzież metodami, które są sprawdzone już w nauce. Nie bez powodu jest określona metodologia pisania prac naukowych. Naukowcy są od tego, by dbać o tę metodologię, jeśli opiekują się studentami czy doktorantami.

A czy nie chodzi czasem o to, by w przyszłości naukowiec, zanim napisze czy też zanim pozwoli na to, by pod jego skrzydłami powstała praca, dziesięć razy zastanowił się, czy praca nie jest niezgodna z linią, którą wytycza minister nauki, by podjął się autocenzury?
Ja nie wytyczam żadnej linii! Nie można też mówić tutaj o żadnej autocenzurze, nie mówimy tutaj o żadnym ograniczeniu tematów czy tematyki prac. Nie mówimy również o ograniczaniu wniosków czy opinii, które są budowane na faktach. Mówimy tylko o tym, co jest istotne przy tego typu pracach, czyli tylko o metodologii i warsztacie naukowym, którym każdy z profesorów posługuje się zapewne znakomicie i musi tego wymagać również od swoich podopiecznych.

Czy relacje świadków uznaje pani za metodę naukową?
Tak, oczywiście, wywiady to jedna z metod jakościowych. Ja wierzę, że samo środowisko historyków, autorytetów zaangażuje się w debatę o jakości i rzetelności pisania prac magisterskich. Chodzi o to, żeby też nie narażać studentów, autorów tych prac na ewentualną odpowiedzialność za naruszenie dóbr osobistych i godności, chodzi o to, by autorzy prac, którzy są jeszcze na początkowym etapie rozwoju naukowego, nie narażali się na odpowiedzialność cywilną czy karną. To jest moim zdaniem też rola promotora, który powinien tak prowadzić studentów. Metodologia jest rzeczywiście bardzo ważna. Nade wszystko zaś chodzi właśnie o rzetelność naukową.

A czy pani dopuszcza taką metodę jak relacje świadków, którzy zastrzegają sobie anonimowość?
Nie. Jako naukowiec nie akceptuję takiej metody. W przypadku prac historycznych nie mogę się jednak wypowiedzieć, ponieważ nie jestem historykiem. Muszą na ten temat wypowiedzieć się historycy - w jakim procencie mogą być anonimowe oświadczenia, a w jakim procencie oparte na twardych dowodach czy materiałach archiwalnych.