Po wygranych przez PO wyborach w telewizji publicznej najczęściej wygłaszanym zdaniem jest pytanie: "Co będzie dalej"? Wiadomo, że rada nadzorcza i zarząd, a szczególnie prezes Andrzej Urbański, teoretycznie są nieusuwalni. Nie można odwołać rady nadzorczej, której kadencja kończy się w 2009 roku. A tylko ta może dokonać zmian w zarządzie.

Jednak Platforma ma pewne pomysły, jak doprowadzić do zmian we władzach telewizji publicznej. I tu wchodzą w grę różne rozwiązania, nad którymi pracuje zespół medialny utworzony przy PO. Jego pracami kieruje Jan Dworak, były prezes TVP.

DZIENNIKOWI udało się dotrzeć do niektórych propozycji. Po pierwsze Platforma uważa, że nie tylko rada nadzorcza może dokonywać zmian w zarządzie. I idzie dalej. Konkursy na jednoosobowe zarządy mediów publicznych organizowałaby KRRiT, a powołania zarządu dokonywałby minister skarbu w porozumieniu z ministrem kultury. Takie rozwiązanie wymagałoby zmian w kodeksie spółek handlowych i prawie telekomunikacyjnym.

Jednak jeszcze bardziej radykalnym pomysłem jest likwidacja spółki Telewizja Polska SA i powołanie na jej miejsce nowej, na przykład pod nazwą Telewizja Publiczna. Nowa spółka miałaby przede wszystkim jednoosobowy zarząd i zupełnie nową strukturę. Według założeń na jej czele miałaby stanąć osoba o umiejętnościach menedżerskich. Pojawiło się już nawet jedno nazwisko: Igora Chalupca, byłego prezesa PKN Orlen. Jednocześnie wymienia się nazwisko dziennikarza Tomasza Lisa i samego Jana Dworaka. "Jeśli bym dostał taką propozycję, to bym ją rozważył. Nigdy nie ukrywałem, że telewizja publiczna jest mi bardzo bliska" - mówi DZIENNIKOWI Dworak.

Andrzeja Urbańskiego nie uratuje też na pewno Jarosław Kaczyński, który nie kryje się ze swoim sceptycznym stosunkiem do prezesa TVP. Po debacie Tusk - Kaczyński politycy PiS byli wściekli na Urbańskiego, że ten nie uspokoił obrażającej Kaczyńskiego publiczności. We wczorajszym wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" premier mówił, że Urbański nie jest politycznie z nim związany, a jedynie pracował z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Premier wyraźnie odcina się od związków z prezesem TVP, nazywając go "niezależną osobą mającą różne polityczne i towarzyskie związki".

Być może do tak radykalnej oceny rządów Urbańskiego na Woronicza skłoniły premiera niedawne pogłoski, że prezes telewizji publicznej jest w stanie dogadać się z nową władzą, mimo że ocena kampanii w TVP jest dla niego druzgocąca. Opinia OBWE nie pozostawia złudzeń, że telewizja publiczna była stronnicza w relacjonowaniu zmagań przedwyborczych.

Wśród pracowników TVP krążyły spekulacje, że być może prezes wyszedłby z twarzą, gdyby zwolnił dyrektor "Jedynki" Małgorzatę Raczyńską, odpowiedzialną za publicystykę w TVP 1 Anitę Gargas i wiceszefową Agencji Informacji Patrycję Kotecką. Te trzy panie najczęściej wymienia się jako odpowiedzialne za nieprawidłowości w relacjonowaniu kampanii. Choć zdaniem prof. Tadeusza Kowalskiego, wiceszefa rady programowej TVP, Raczyńska nie mogłaby zmienić ramówki bez wiedzy Urbańskiego. Jednak na razie Urbański nie zdecydował się na żadne zmiany personalne. Według naszych informacji nie wyklucza to, że wkrótce prezes TVP zdecyduje się na takie radykalne rozwiązania. "Ani Raczyńska, ani Kotecka i Gargas nie są ludźmi Urbańskiego. W połowie listopada na Woronicza nie powinno już ich być" - mówi nam jeden ze jego znajomych. Sam Urbański nie zgodził się na rozmowę o decyzjach, jakie zamierza podjąć.

Prof. Tadeusz Kowalski nie ukrywa, że istnieje dylemat pomiędzy prawem a polityką, który Platforma musi wziąć pod uwagę, dokonując zmian w TVP. "Ustawa chroni władze telewizji przed zmianami pod wpływem wydarzeń politycznych" - mówi DZIENNIKOWI. Iwona Śledzińska-Katarasińska przyznaje, że metody wykorzystywane przez PO mogą być krytykowane, bo są podobne do tego, co dwa lata temu zrobiło PiS. Przekonuje jednak, że jej ludzie są inni. "Oni zrobili to, żeby zagrabić media publiczne. My robimy to, żeby te media oddać" - mówi z przekonaniem posłanka PO.