W tym roku Polaka było stać na 55 procent tego, na co może pozwolić sobie średnio mieszkaniec Unii Europejskiej. To najgorszy wynik w całej Wspólnocie, jeśli pominąć dwa najmłodsze stażem kraje członkowskie - Rumunię i Bułgarię. W ostatnich latach daliśmy się nawet wyprzedzić Litwie, Estonii i Łotwie.

Reklama

Powód? Polska wyszła z komunizmu w wyjątkowo złej kondycji gospodarczej. Ale, co być może coraz ważniejsze, nadrabia zaległości wyjątkowo opieszale. W 1997 roku, wynika z danych Eurostatu, poziom życia w naszym kraju wynosił 47 proc. średniej europejskiej. A to oznacza, że każdego roku pniemy się zaledwie o jeden punkt procentowy w kierunku najbogatszych krajów kontynentu. Ponieważ Niemcy, mimo wchłonięcia biedniejszej NRD, nadal pozostają znacząco powyżej średniej europejskiej (111 proc.) będziemy więc potrzebowali przeszło dwóch pokoleń, aby dogonić zachodniego sąsiada. Tyle samo będzie potrzeba, aby dorównać zamożnością Francuzom, Brytyjczykom, czy Holendrom.

Członkostwo w Unii stwarza jednak szanse na o wiele szybszy wzrost. To pokazało na własnym przykładzie kilka krajów.

Irlandia, mimo poważnego kryzysu gospodarczego, wciąż utrzymuje się dziś na poziomie 140 proc. średniej rozwoju Unii. Dziesięć lat temu Zielona Wyspa była aż o 25 punktów niżej. A to oznacza, że potrafiła nadganiać cywilizacyjne zaległości w tempie dwa i pół raza szybszym, niż Polska. Jeszcze bardziej spektakularne były osiągnięcia Irlandii na przełomie lat 80. i 90., gdy w ciągu jednego pokolenia z kraju kojarzonego z biedą i imigracją dokonała skoku do ścisłej czołówki europejskiej, wyprzedzając nawet Wielką Brytanię.

Z kolei Hiszpania, której poziom rozwoju jest już dziś bardzo bliski Niemcom, wprowadziła liberalne reformy gospodarczej okazała się mistrzem w wykorzystaniu ogromnych, unijnych funduszy strukturalnych.

Co blokuje rozwój Polski? "To wynik paradygmatu przyjętego na początku lat 90. i stosowanego do dziś. Zgodnie z nim motorem wzrostu mają być jedynie inwestycje zagraniczne, a małym firmom krajowym wciąż rzuca się kłody" - mówi DZIENNIKOWI Robert Gwiazdowski, ekspert Centrum Adama Smitha. "A prawda jest odwrotna: sercem rozwoju gospodarki jest przedsiębiorczość krajowa, a inwestycje zagraniczne mogą być tylko jej uzupełnieniem. Dlatego Polska tylko sporadycznie rozwijała się w tempie 6-7 proc. rocznie" - dodaje.

Z danych Eurostatu wynika, że jednym z najpoważniejszych czynników hamujących rozwój naszego kraju jest wciąż ogromna rzesza Polaków, którzy nie tylko nie pracują, ale nawet nie szukają pracy. W grupie osób w wieku produkcyjnym (do 65 lat) aktywnych zawodowo jest tylko 57 proc. To jeden z najgorszych wyników z całej Unii. Szczególnie tragicznie wygląda sytuacja wśród osób w wieku 55-65 lat, z których tylko co trzecia pracuje. Reszta żyje na garnuszku innych.

Ta tendencja będzie się nasilać. Jak bowiem wskazuje Eurostat, kondycja demograficzna Polski należy do najgorszych w Unii. Przeciętnie kobieta ma zaledwie 1,3 dzieci a społeczeństwo szybko się starzeje. Dlatego do 2063 roku, gdy powinniśmy dogonić poziomem rozwoju Niemcy, populacja naszego kraju będzie aż o 18 proc. mniejsza niż dziś. Pozostanie nas zaledwie 31 milionów.