O tym, że za stanowiska trzeba płacić Samoobronie część dochodów, opowiedzieli gazecie posłowie do niedawna reprezentujący ugrupowanie wicepremiera Leppera: Bernard Ptak, Henryk Młynarczyk, Tomasz i Alfred Budnerowie. Ten ostatni mówi wprost: "Syn przelewał na konto Samoobrony zgodnie z ryczałtem: 50 złotych od radnego powiatowego i 200 złotych od samorządowego. To był haracz".
Stawkę ustalono na pięć procent pensji, choć niektórzy oddają więcej. "Haracz kazał mi płacić Janusz Maksymiuk. Powiedział o siedmiu procentach, które miałem płacić z pensji szefa KRUS" - mówi były szef KRUS Dariusz Rohde.
Część pensji muszą oddawać osoby, które objęły stanowiska w administracji dzięki rekomendacji Samoobrony. A partia obsadza swoimi ludźmi między innymi Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, KRUS, Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, a nawet OHP. Haracz płacą nawet wiceministrowie.
Szef klubu parlamentarnego Samoobrony Janusz Maksymiuk potwierdza, że partia pobiera "działkę" od pensji swoich protegowanych. "Ale robią to dobrowolnie" - podkreśla. Również sam Andrzej Lepper nie zaprzeczył, że tak się dzieje. Na konferencji w Szczecinie przyznał, że członkowie jego ugrupowania płacą składki, i dodał, że nie ma w tym nic nadzwyczajnego. "Dlaczego autor artykułu nie pyta, z czego utrzymywała się Platforma Obywatelska, gdy nie była jeszcze partią?" - mówił.
Jednak - według niektórych prawników - sprawa nie jest taka prosta, bo można ją podciągnąć nawet pod korupcję. "To sprawa dla prokuratury" - uważa konstytucjonalista Zbigniew Maciąg.