Jarosław Kaczyński podkreśla, że na razie to tylko propozycje, a żadne decyzje nie zostały jeszcze podjęte. Zresztą, nawet gdyby koalicjanci ustalili zmianę prawa wyborczego, musiałby ją jeszcze zatwierdzić Sejm. A chodzi o obniżenie pięcioprocentowego progu dla partii, która zdecydowałaby się na start w wyborach w bloku z innymi ugrupowaniami. Jednak nie należy takiego układu mylić z koalicją partii.

Możliwość blokowania list w tej chwili obowiązuje w wyborach do samorządu. Partie zdobyte w ramach bloku mandaty dzielą potem między siebie. Są jednak dwa ograniczenia. Cały blok musi zdobyć co najmniej 10 procent głosów w radach gminy i powiatu albo 15 procent w wyborach do sejmiku. Poza tym, jeśli któraś z partii w bloku nie zdobędzie 5 procent, jej głosów nie doliczy się do wyników bloku.

W sobotę Ryszard Czarnecki z Samoobrony w swoim blogu napisał, że obniżenia progu wyborczego domaga się od koalicjantów Liga Polskich Rodzin, bo boi się, że nie wejdzie do parlamentu po następnych wyborach. Roman Giertych zaprzeczał, choć przyznał, że postulat blokowania list został przez jego partię złożony.

Teraz okazuje się, że progi rzeczywiście mogą być obniżone, ale nie mogą na to liczyć ugrupowania samodzielnie startujące do Sejmu. Te wciąż będą musiały pokonać barierę pięciu procent, a jeśli utworzą koalicję, to poprzeczka jest zawieszona jeszcze wyżej, bo na poziomie ośmiu procent.

Rozmowy PiS, Samoobrony i LPR o odświeżeniu umowy koalicyjnej rozpoczęły się w tym tygodniu.