Premier obiecuje, że literatura klasyczna nie zniknie z kanonu lektur szkolnych. Jarosław Kaczyński podkreśla, że tak naprawdę to zupełnie nie wie, o co chodzi Romanowi Giertychowi. "Jeżeli to miał być żart, to bardzo ponury" - mówi bez ogródek szef rządu. I zastanawia się, czy ministrowi edukacji bardziej zależało na prowokacji, czy na zaistnieniu w mediach.
Giertych chce do kanonu lektur przywrócić Sienkiewicza kosztem m.in. Goethego czy Gombrowicza. W dodatku upiera się, że w kanonie musi być książka Jana Dobraczyńskiego. A ten pisarz znany jest głównie z tego, że był szefem PRL-owskiego Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego. Szef LPR obstaje jednak wciąż przy swoim. W "Sygnałach Dnia" powtarzał dziś, że Dobraczyński pisał dobre książki i jest bardziej światowym twórcą niż Gombrowicz.
Ale to nie koniec pretensji szefa rządu do swoich zastępców. Jarosław Kaczyński skrytykował Andrzeja Leppera za lekceważące tłumaczenie kolejnej nieobecności w sądzie, gdzie rozpoczynał się proces o wysypywanie zboża na tory. Szef Samoobrony na konferencji prasowej oświadczył, że nie poszedł, bo mu się nie chciało. Jak powiedział, pił wtedy w ministerstwie kawę. Premier uważa, że te wypowiedzi mogą Lepperowi zaszkodzić. Dlatego odradza wicepremierowi takie zachowanie. Jednocześnie premier przyznał, że przepisy pozwalają Lepperowi nie chodzić do sądu, a proces i tak się będzie toczył.
Jarosław Kaczyński będzie mógł dziś porozmawiać z wicepremierami o tym, co robią i mówią. Zaplanowano bowiem kolejne spotkanie dotyczące odświeżenia umowy koalicyjnej. Już wcześniej premier zapowiadał, że na temat lektur szkolnych będzie musiał porozmawiać z wicepremierem Giertychem.