Niewykluczone też, że do zarządu wejdą przynamniej niektórzy najsilniejsi konkurenci nowych szefów regionów z przeprowadzonych niedawno wyborów partyjnych. Szczególnie wyrównane pojedynki o kierowanie PO w regionach rozegrały się w Wielkopolsce (Rafał Grupiński wygrał z Waldym Dzikowskim), na Lubelszczyźnie (Janusz Palikot z Włodzimierzem Karpińskim), na Podlasiu (Damian Raczkowski z Robertem Tyszkiewiczem) i na Kujawach (Tomasz Lenz z Pawłem Olszewskim).

Reklama

Premier Donald Tusk zaproponował wstępnie, aby zarząd został PO rozszerzony do 35 osób. Składałby się z 16 szefów regionów i 19 członków wybieranych przez Radę Krajową. Na 25 września PO zaplanowała konwencję krajową. Wybierze ona nową Radę, a ta - nowy skład zarządu. Teraz jest w nim 14 osób, w tym dwie kobiety - prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz i posłanka Urszula Augustyn.

"Na pewno będziemy chcieli zwiększyć liczbę pań w zarządzie. Rozważymy zwiększenie liczby wiceprzewodniczących. Teraz w klubie PO jest ich ośmiu, a w partii - czterech. Byłoby też dobrze, gdyby w zarządzie znaleźli się - oprócz szefów regionów - również inni ważni politycy z regionów. Nasze wewnętrzne wybory pokazały, że w niektórych z nich głosy (podczas głosowania na szefów) podzieliły się prawie po równo" - powiedział PAP nieoficjalnie polityk z władz partii. Po powrocie premiera z Wietnamu zbierze się "stary" zarząd, ma uzgodnić strategię na zjazd krajowy.

Zdecydowaną zwolenniczką zwiększenia liczby kobiet w we władzach partii jest Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, posłanka (PO) zaangażowana w kwestie parytetów. "W obecnym (15-osobowym) zarządzie są dwie kobiety, to co najmniej o cztery za mało. Oczywiście to lepiej, niż gdyby nie było żadnej kobiety, co zresztą zdarza się w Platformie również na poziomie regionów. Dzisiejszy skład zarządu nie odzwierciedla ani udziału kobiet w Platformie, ani naszym ambicji i oczekiwań" - mówiła.

Reklama

"Gdyby zarząd miał liczyć 35 osób, to powinno w nim być minimum 12 kobiet. Jeżeli przymierzamy się do ustawowej kwoty 35-proc., to oczywistym jest, że w wewnętrznych regulacjach nie możemy zejść poniżej tego poziomu" - ocenia posłanka PO.



Paweł Olszewski, który w wyborach na Kujawach przegrał z Tomaszem Lenzem, powiedział PAP, że nieuniknione jest, że niektóre regiony w zarządzie będą reprezentowane podwójnie. Ale - jak podkreśla - w obecnym zarządzie są osoby, "które nie wchodzą w +parytet regionalny+, ale są istotne z punktu widzenia centrali". Chodzi m.in. o szefa MSZ Radosława Sikorskiego i ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka.

Reklama

Zgodnie ze statutem PO do zarządu wchodzą z automatu sekretarz generalny i skarbnik partii (jest nim Andrzej Wyrobiec). Nie ma rozstrzygnięcia, czy Grzegorz Schetyna - od lipca marszałek Sejmu - zdoła zachować to stanowisko. "Nie chodzi o to, że to jest właśnie Grzegorz Schetyna, tylko że marszałek Sejmu nie powinien być jednocześnie sekretarzem generalnym. Ale to musi rozstrzygnąć premier" - powiedział PAP jeden z członków zarządu.

Media spekulowały, że nowym sekretarzem generalnym może zostać Sławomir Nowak, szef pomorskiej PO. Nowak "przepadł" niedawno w wyborach władz klubu Platformy, nie został wybrany na wiceszefa klubu. W nieoficjalnych rozmowach politycy PO przyznają, że to klubowe wotum nieufności dla Nowaka.

"Sławek jest dobrze zapowiadającym się politykiem, ale musi złapać lepszy kontakt z ludźmi. Czy może zostać sekretarzem generalnym? Myślę, że jeszcze nie teraz, powinien popracować nad komunikacją z ludźmi" - ocenił rozmówca z władz klubu.

Zgodnie ze statutem PO zarząd krajowy może liczyć nie więcej niż 15 osób, dlatego proponowane przez Tuska rozszerzenie zarządu będzie wymagać zmian w statucie. Dokonuje ich konwencja krajowa, która ma się zebrać 25 września. W statucie zapisano też, że partia może mieć maksymalnie 5 wiceprzewodniczących.