Schetyna w wywiadzie dla tygodnika "Polityka", który ukaże się w środę, mówi o swoich relacjach z premierem oraz o tym, co Platforma zrobiła, a czego nie przez trzy lata sprawowania władzy.
"Premierem jest Tusk i jeżeli wygramy wybory, będzie nim dalej. W Platformie nie ma alternatywy dla przywództwa Tuska i jego premierostwa. (...) Żeby skończyć spekulacje: nie aspiruję do innych stanowisk niż te, które mam. Jestem marszałkiem Sejmu i na tej roli się koncentruje" - powiedział Schetyna.
Za "sztuczny problem" uznał scenariusze, które zakładają, że z premierem Schetyną byłoby łatwiej zawierać koalicję zarówno z SLD, czy z PiS. "Uważam i trzeba to wyraźnie powiedzieć: decyzję o przyszłości Tuska podejmie sam Tusk. Tusk będzie naturalnym i jedynym kandydatem na premiera" - podkreślił marszałek.
Jego zdaniem, będąc politykiem trzeba mieć dystans zarówno do polityki, ale także i do siebie, być cierpliwym oraz zdawać sobie sprawę z tego, jak władza zmienia człowieka. "Nic lepiej niż własne doświadczenie nie uczy pokory i dystansu" - ocenił.
Schetyna przyznał, że w wyniku jego krytycznej wypowiedzi w sprawie spóźnionej reakcji rządu na raport MAK "na pewno mocno ucierpiały" jego relacje z premierem. "Nie lekceważę swojej wypowiedzi o MAK, nauczyłem się przy tej okazji, że nie zawsze ważne są użyte słowa, ważny jest również kontekst, w jakim się je wypowiada, a ten był zły, bo narastała fala niezadowolenia z działań rządu w tej sprawie. Mówię otwarcie, popełniłem błąd" - oświadczył marszałek.
Zapewnił, że nie da się namówić nikomu na starcie z Tuskiem o przywództwo w PO; dodał, że obecnie ich relacje są "więcej niż dobre". "Relacje buduje się wspólnie i staramy się to robić. Zarówno ja, jak i on, musimy o to dbać" - powiedział.
W ocenie Schetyny najważniejszymi sprawami dla Platformy w okresie kampanii wyborczej jest przeprowadzenie zmian w OFE, uchwalenie ustaw zdrowotnych i przedstawienie raportu komisji ministra SWiA Jerzego Millera, czyli "zamknięcie sprawy smoleńskiej". "Dla nas najważniejsze jest, aby jak najwięcej spraw rozstrzygnąć do końca czerwca, bo potem zaczyna się prezydencja i rząd oraz parlament będą w nią bardzo zaangażowane" - zaznaczył marszałek.
Przekonywał, że bilans czteroletniej pracy rządu PO-PSL będzie "naprawdę imponujący", a pojawiające się opinie, że obecna ekipa niewiele zrobiła jest - jego zdaniem - przejawem "zbiorowej amnezji".
Wśród sukcesów rządu wymienił m.in. odblokowanie prywatyzacji, uzawodowienie armii, zakończenie misji w Iraku, najlepsze wykorzystanie środków unijnych z pośród krajów UE, ograniczenie przywilejów emerytalnych, podwyżki dla nauczycieli oraz przyspieszenie budowy nowych dróg. "Mogę długo wymieniać to 'niewiele', które udało się zrobić" - dodał.
Za największy błąd Platformy marszałek Sejmu uznał przekonanie o tym, że PO jest "partią władzy i że to jest naturalne". "To, co dziś nazywamy buntem elit, nawet jakoś rozumiem. W 2007 roku odepchnęli Kaczyńskiego od władzy, wybrali Platformę i powiedzieli: teraz róbcie. Po trzech latach czują się zawiedzeni, zwłaszcza ci, którzy uwierzyli, że można zmienić kraj w ciągu jednej kadencji. Wiem, że wielu rzeczy nie zrobiliśmy, ale trzeba obejrzeć z bliska kilkaset, a może i więcej decyzji, z których każda wymaga czasu, uzgodnień. To trwa, nawet jeśli się zmieni prawo, usprawni zarządzanie" - podkreślił.
Zdaniem Schetyny w najbliższych wyborach parlamentarnych bycie anty-PiS to za mało, aby PO wygrała wybory. "Największym przeciwnikiem PO jest PiS, ale dziś musimy dodać jeszcze 'plus', czyli naszą wizję czterech nadchodzących lat" - powiedział. Dodał, że PiS jest obecnie groźny głównie dlatego, że od 25 do 30 proc. wyborców uważa, że to jest dobra oferta dla Polski.
Według marszałka jest w szeregach Platformy obawa, że PO może wygrać wybory i nie rządzić. Jak ocenił ewentualna koalicja z SLD jest "bardzo trudna" zwłaszcza programowo. "Sojusz jest bardzo roszczeniowy. Z PSL udało się nam ustalić pewien wspólny mianownik oczekiwań, wątpię, aby udało się to z SLD" - zaznaczył.
Pytany o ewentualną koalicję z PiS Schetyna powiedział, że emocje negatywne między partiami są tak silne, że taki scenariusz nie istnieje. "Nie ma i nie będzie takiego wariantu" - oświadczył.