"Wolność to jest także wolność do mówienia głupstw. A wielkość demokracji polega na tym, że ludzie mówiący głupstwa nie zyskują akceptacji" - stwierdził w radiu TOK FM Tomasz Nałęcz.
Przywołał przykład Józefa Piłsudskiego i tego, co działo się w Polsce tuż po I wojnie światowej. "Nie było słowa, którego Narodowa Demokracja nie skierowałaby wobec Józefa Piłsudskiego. Ale Naczelnik Państwa nie odpowiadał takimi samymi argumentami, bo uważał, że głowa państwa powinna być ponad takimi atakami" - mówił Nałęcz. Podkreślił, że wtedy, podobnie jak dziś, istniały przepisy, które umożliwiały ściganie tego rodzaju wypowiedzi. Jednak, podobnie jak Piłsudski, Bronisław Komorowski się na to nie decyduje.
>>> Rocznica katastrofy. Tusk ze swastyką, Komorowski z sierpem i młotem
"Nie sądzę, żeby dobrze służyło autorytetowi państwa i prezydenta, żeby prokuratura ścigała jako przestępstwo każde złe słowo wypowiedziane przeciwko prezydentowi. Nie sądzę, żeby demokratyczna silna Polska musiała manifestować swoją siłę goniąc jakiś paszkwilantów czy drobnych krzykaczy. Ściganie, piętnowanie to wyolbrzymianie tego zjawiska" - argumentował prezydencki doradca.