Prezesa IPN na pięcioletnią kadencję powołuje Sejm. By Kamiński mógł objąć ten urząd, wybór musi jeszcze zatwierdzić Senat - taki punkt pojawił się w piątek po południu w planie posiedzenia Izby na 15 czerwca. Wakat na stanowisku prezesa IPN trwa od kwietnia 2010 r., gdy w katastrofie smoleńskiej zginął Janusz Kurtyka.

Reklama

W piątek za 38-letnim Kamińskim, szefem Biura Edukacji Publicznej IPN, opowiedziało się 372 posłów; było po ośmiu przeciw i wstrzymujących się. Tuż przed głosowaniem Ryszard Kalisz (SLD) zarzucił Kamińskiemu "bezrefleksyjną wiarę w prawdziwość akt esbeckich" i zapowiedział, że jego klub - który opowiada się za likwidacją IPN - nie weźmie udziału w głosowaniu.

PO wprowadziła dyscyplinę w głosowaniu "za". Szef klubu Tomasz Tomczykiewicz podkreślał, że klub dał Kamińskiemu "mandat zaufania". "Są mechanizmy, które w sytuacji, gdyby prezes sprzeniewierzył się idei IPN, może być odwołany" - mówił (może o to wnosić Rada IPN). Część posłów PO - w tym Stefan Niesiołowski, który wcześniej, bojąc się "recydywy Kurtyki", namawiał kolegów, by odrzucić tę kandydaturę - poparła Kamińskiego tylko dlatego, że była dyscyplina.

"Nie jest moją pasją ocenianie kandydatów do IPN, czy samego IPN, ale jest to kolejny dowód na to, że w Polsce nawet tak budzące emocje sprawy jak wybór szefa IPN mogą wyglądać normalnie, bez zbędnych konfliktów" - powiedział premier Donald Tusk. W jego opinii, spuszczono "bardzo dużo powietrza z tego balonu emocji i konfliktów wokół tak drażliwych spraw jak IPN".

Reklama

Jarosław Kaczyński mówił, że jego partia była za Kamińskim, bo ma on "dobrą opinię". "Cieszymy się, że PO też go poparła, bo de facto powoduje to, że IPN może działać i spełniać funkcje zapisane w ustawie" - dodał prezes PiS. Według niego dopiero czas pokaże, czy Kamiński potrafi być niezależnym szefem Instytutu.

Kalisz dziwił się stanowisku PO. "Myślę, że PO przejedzie się na Łukaszu Kamińskim, tak jak przejechała się na Mariuszu Kamińskim (b. szefie CBA, odwołanym przez Tuska po tzw. aferze hazardowej - PAP). Zbieżność nazwisk jest prawdopodobnie przypadkowa, ale będzie miała Platforma w niedługim czasie tzw. syndrom Kamińskiego" - ironizował Kalisz.



Reklama

Mam nadzieję, że nie dojdzie do gry teczkami, a IPN będzie przygotowywał jak najwięcej solidnych, rzetelnych, historycznych opracowań, które pokazują złożoną historię Polski - komentował szef klubu PSL Stanisław Żelichowski.

"To wielkie wyzwanie; muszę podołać wszystkim zobowiązaniom" - mówił sam Kamiński tuż po głosowaniu. Uznał, że dostał "mandat zaufania od Sejmu RP". "Myślę, że moja służba na rzecz państwa polskiego dowiedzie, że tego zaufania nie zawiodę" - powiedział. Dodał, że większość jego pierwszych działań jako prezesa IPN będzie dotyczyła spraw organizacyjnych niezbędnych do tego, by Instytut sprawnie funkcjonował.

"Na pewno będę kładł nacisk na otwartość IPN (...) także na głosy krytyki, których nie należy z góry odrzucać i warto je rozważyć" - zapewnił. Pytany o słowa Kalisza, odparł, że w kwestii swego warsztatu naukowego większe znaczenie przypisuje opiniom kolegów historyków.

Szef Rady IPN - która wyłoniła Kamińskiego w konkursie na prezesa - prof. Andrzej Paczkowski podkreślił, że "musi się rozpocząć sanacja, bo od roku IPN jest w dryfie i nie ma mocnego sternika". "Ktoś musi za ten ster złapać, żeby to się nie rozbiło o jakieś rafy" - dodał.

Członek Rady prof. Antoni Dudek przypomniał zaś, że jednym z ostatnich wspólnych głosowań PO i PiS był wybór Kurtyki w 2005 r. "Jest szansa, żeby IPN został w końcu wyjęty z tego bardzo ostrego sporu między głównymi siłami politycznymi" - ocenił Dudek. "Łukasz Kamiński jest człowiekiem nieuwikłanym w spór polityczny" - podkreślił członek Rady prof. Andrzej Friszke. Według niego Kamiński nie ma też "ambicji rozgrywania czegokolwiek na scenie politycznej".