We wtorek prowadzący cywilny proces w tej sprawie Sąd Okręgowy w Warszawie postanowił, na wniosek strony pozwanej, zasięgnąć opinii biegłych: językoznawcy prof. Jerzego Bralczyka oraz konstytucjonalisty doc. Ryszarda Piotrowskiego. Proces odroczono do 24 stycznia 2012 r.; wtedy opinie mają być już znane.

Reklama

W grudniu 2010 r. Napieralski powiedział w Polskim Radiu, że dziwi się, iż na Śląsku PO zawiązała koalicję z RAŚ, czyli z ugrupowaniem, które chce oderwać Śląsk od Polski. Na uwagę, że Ruch chce autonomii regionu, a nie oderwania go od kraju, Napieralski powiedział: "Mówmy prostym językiem. Chodzi o to, żeby kawałek państwa polskiego nie był kawałkiem państwa polskiego".

Ruch zapowiedział pozew. Rzecznik SLD Tomasz Kalita komentował to jako "zupełnie bezzasadną próbę zwrócenia uwagi na siebie". Tłumaczył, że szef SLD zwracał tylko uwagę na zagrożenie, jakie ma wynikać z sojuszu PO z RAŚ, bo może to wzmacniać tendencje autonomiczne.

W pozwie RAŚ żąda, by sąd nakazał Napieralskiemu przeprosiny w Polskim Radiu za naruszenie dóbr osobistych Ruchu oraz wpłatę tysiąca złotych na hospicjum w Mysłowicach. Według RAŚ wypowiedź lidera SLD naruszyła dobre imię ruchu i jest nieprawdziwa. "Celem RAŚ jest przekazanie większych uprawnień regionom, a zasadniczym zamiarem: autonomia Śląska na wzór tej z lat II RP" - powiedział PAP pełnomocnik RAŚ radca prawny Bartosz Wróblewski.

Napieralskiego nie było w sądzie (pozwany nie ma obowiązku stawiennictwa). Reprezentujący go mec. Liwiusz Laska, który wnosił o oddalenie pozwu, uważa, że proces jest "próbą zamknięcia ust konkurentom politycznym". Jego zdaniem wypowiedź Napieralskiego była podyktowana interesem publicznym, gdyż wyrażała niepokój, że RAŚ stał się częścią organów samorządowych.

Proces zaczął się w maju br. Strona pozwana wniosła o powołanie biegłych - językoznawcy i konstytucjonalisty. Mec. Laska powiedział sądowi, że opinia językoznawcy jest niezbędna, a opinia konstytucjonalisty byłaby dowodem wtórnym. "Wprowadzenie postulatów RAŚ wiązałoby się z daleko idącymi zmianami w ustroju RP, a ten kawałek państwa nie byłby pod pełną kontrolą władz centralnych" - podkreślił adwokat. Dodał, że RAŚ nie mówi o oderwaniu się od Polski, bo w świetle prawa byłoby to przestępstwem.

"Przedmiotem tego procesu jest przede wszystkim prawdziwość twierdzeń pozwanego" - replikował Wróblewski. "Mówienie nieprawdy przeciw konkurentowi politycznemu nie może być w interesie publicznym" - dodał. "Przed wojną Śląsk był przecież częścią Polski" - podkreślił. Zdaniem Wróblewskiego opinie biegłych nie są potrzebne do rozstrzygnięcia sprawy.

Reklama

Sąd uznał za niezbędne uzyskanie opinii językoznawcy co do rozumienia słów pozwanego oraz jego intencji - czy to była opinia, czy też kategoryczna teza. "Konieczne jest także ustalenie następstw i konsekwencji, jakie statut organiczny Śląska (roboczy dokument programowy RAŚ - PAP) może wywołać z punktu widzenia ustroju Polski" - uzasadniała sędzia.

Aby nie przegrać procesu o ochronę dóbr osobistych, pozwany musi dowieść, że mówił prawdę albo co najmniej wykazać, że jego działanie nie było bezprawne, gdyż kierował się interesem publicznym.

Istniejący od 20 lat RAŚ po raz pierwszy po ubiegłorocznych wyborach samorządowych znalazł się w regionalnym sejmiku. Uzyskał ok. 8,5 proc. poparcia i trzy mandaty w 48-osobowym sejmiku. Wybory wygrała PO, która zdobyła 22 mandaty. Jej działacze zawarli koalicję z RAŚ i PSL. Poza koalicją znalazł się współrządzący dotąd regionem SLD (10 mandatów) oraz PiS (11).

W maju br. stołeczna prokuratura odmówiła śledztwa ws. wypowiedzi prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego o narodowości śląskiej jako "zakamuflowanej opcji niemieckiej". Podobne słowa padły w dokumencie programowym PiS.