"Dzisiaj nadal nie ma zgody w ocenie Polaków, jeśli chodzi o przyczyny i skutki stanu wojennego. Mogę powiedzieć z własnego doświadczenia, ale także z doświadczenia mojego środowiska, że nie może być akceptacji, nie może być tolerancji, odpuszczenia grzechów. Stan wojenny zrujnował nie tylko szansę całego narodu polskiego i państwa polskiego na odzyskanie przynajmniej fragmentu suwerenności i polepszenia bytu Polaków, ale był także ciosem wymierzonym w życie poszczególnych ludzi" - powiedział szef rządu.
Jak dodał, 30 lat temu, podobnie jak dla milionów ludzi z pokolenia Solidarności, komunikat generała Wojciecha Jaruzelskiego o wprowadzeniu stanu wojennego spadł na niego jak grom z jasnego nieba.
Zaznaczył, że rocznica stanu wojennego powinna nakłaniać do "refleksji nad naszą historią, ale także nad powinnościami i ograniczeniami władzy - zarówno wówczas, w realiach sowieckiego autorytaryzmu, jak i dzisiaj".
Tusk podkreślił jednocześnie, że nie jest to rocznica, która powinna "rozpalać negatywne emocje". "To nie jest stosowny czas, żeby jedni Polacy napuszczali drugich na siebie" - zaznaczył.
Według premiera generał Wojciech Jaruzelski pozostanie w historii jako "osoba bardzo kontrowersyjna". "Bilans jego dokonań - w tym wprowadzenie stanu wojennego - w mojej ocenie, ale też chyba w ocenie całego mojego pokolenia, jest zdecydowanie negatywny" - mówił szef rządu.
Podkreślił, że nie ma żadnego usprawiedliwienia dla "łamania prawa, bicia ludzi, zabijania ludzi i marnowania wielkiej narodowej szansy".
"A co do okoliczności wprowadzenia stanu wojennego - tych geopolitycznych, międzynarodowych - ten spór będzie pewnie jeszcze trwał lata, może dziesiątki lat. (...) Ale przemocy, bezwzględności, a czasami zwykłego łajdactwa nie da się niczym usprawiedliwić. A każdy polityk, który przemoc (...) usprawiedliwia racją stanu jest z definicji człowiekiem podejrzanym" - uważa szef rządu.
Premier przyznał też, że nie znajduje zrozumienia dla tych, którzy 13 grudnia "wytwarzają atmosferę konfliktu". "Dla mnie pamięć o 13 grudnia, czołgi pod stocznią, krew także na ulicach mojego miasta Gdańska - to wszystko powinno być nadzwyczajną wręcz przestrogą przed wzajemną nienawiścią, agresją i konfliktem w obrębie jednej wspólnoty" - powiedział.
Według premiera, każdy kto 13 grudnia szuka "pretekstu do konfliktu" uderza "w naszą wspólnotę narodową, w takie najczulsze miejsce". Bo właśnie pamięć o tych zdarzeniach (...) powinna łączyć tych, którzy wówczas stawiali opór decyzjom władzy" - ocenił Tusk.
"Mam czasami wrażenie, że ludzie, którzy wykorzystują tego typu święta, żeby znowu konfliktować, zabijają poczucie wspólnoty. (...) Ktoś powiedział stosunkowo niedawno, że są +zabójcami polskich rocznic+, bo to jest kolejna rocznica, której nie możemy wspólnie obchodzić, bo jest nacechowana konfliktem politycznym" - mówił szef rządu.
Tusk odniósł się też do zaplanowanego na wtorkowy wieczór marszu z inicjatywy PiS w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. Premier był pytany jakie cele przyświecają - jego zdaniem - organizatorom tego marszu.
"Błagam, nie pytajcie mnie, jaki cel ma prezes PiS Jarosław Kaczyński, idąc w setnym z kolei marszu. Z tego co wiem, to chcą tam spalić Radosława Sikorskiego, powiesić Jana Vincenta Rostowskiego, rozczłonkować Tuska, czy jakoś na odwrót. Zestaw tortur i narzędzi zbrodni jest opisany dość szeroko" - powiedział szef rządu.
Jak zaznaczył, ma jak najgorszą ocenę osób, które "każdą narodową, smutną, czy radosną rocznicę zamieniają w piekło".
"Mam w pamięci późny wieczór ok. godziny 20-21 w Stoczni Gdańskiej. I tam było naprawdę nie więcej niż 200 osób. Intuicja mi podpowiada, że nie było tam żadnego z uczestników tego marszu, a ja byłem. Jeśli się naprawdę serio myśli jak uczcić 13 grudnia, to warto mieć w pamięci - jak mawia klasyk - kto, gdzie wtedy stał" - dodał premier.