Bojkot szczytu na Ukrainie rozpoczął prezydent Niemiec Joachim Gauck. Po nim swój przyjazd odwoływali kolejni przywódcy. Jako powód takiej decyzji podawali uwięzienie byłej premier Julii Tymoszenko, skazanej na siedem lat kolonii karnej za podpisanie rzekomo niekorzystnej dla Ukrainy umowy gazowej z Rosją. W związku z tym szczyt został przeniesiony, terminu jednak nie określono.
Jednak Bronisław Komorowski zapowiadał, że do Jałty pojedzie. Miał tam wygłosić apel do ukraińskich władz, by nie zmieniły prawodawstwo. Prezydent chciałby, by nie było możliwości sądzenia kogokolwiek za działalność polityczną na podstawie przepisów karnych.
Tymczasem prof. Kuźniar przekonywał w programie "Minęła dwudziesta" w TVP Info, że Polska oczekiwała odwołania szczytu w Jałcie. Prezydent Bronisław Komorowski od dobrych kilku miesięcy, zwraca uwagę na pogarszającą się sytuację praw człowieka na Ukrainie. Bardzo dobrze, że szczyt został odwołany, bo takie było nasze oczekiwanie. Polska suflowała partnerom ukraińskim takie rozwiązanie problemów, który narasta - tłumaczył prezydencki doradca.
Zdaniem Kuźniara, Ukraina stała się dla europejskich przywódców chłopcem do bicia. Sprawa Julii Tymoszenko dała również okazję do zademonstrowania troski o respektowanie praw człowieka.