– Duże nerwy – tak nastroje wśród polityków Platformy opisuje teraz bliski współpracownik premiera i ważny członek partii. – I smutek, że Michał taki nierozsądny – dodaje.

Politycy PO załamują ręce, bo przecież to sam Michał Tusk rozbroił bombę, opowiadając w Gazecie Wyborczej, w której do niedawna jeszcze sam był dziennikarzem, że pracował dla oszusta.

Reklama

W każdym następnym wywiadzie młody Tusk zaprzeczał informacjom, które podawał w poprzednich wypowiedziach. Kręcił m.in. z kwotami na fakturach, które wystawiał OLT Express.

- Po prostu nie sprawdziłem tego dokładnie – dodał, gdy "Fakt" wypomniał mu słowa z Gazety Wyborczej, gdzie zaniżył swoje zarobki.

Takich nieścisłości było więcej. Najpierw Tusk stanowczo zaprzeczał, że jeszcze podczas pracy w „Gazecie” przeprowadził rozmowę z dyrektorem OLT, sam pisząc pytania i na nie odpowiadając, choć wywiad ukazał się pod nazwiskiem innego autora. Ale potem znów chlapnął: – Dałem innemu dziennikarzowi swoje propozycje pytań (...). Później przygotowałem propozycje odpowiedzi (...). Zdaję sobie sprawę z tego, że to może wyglądać nieprofesjonalnie – tłumaczył. Redaktor naczelny trójmiejskiej Wyborczej Jan Grzechowiak był zszokowany wyznaniem młodego Tuska.

To dlatego politycy Platformy, z Donaldem Tuskiem na czele, z niepokojem czekali na kolejne wypowiedzi Michała Tuska, w obawie, że znów „szczerze” coś powie. Tę szczerość wypomniał mu zresztą ojciec podczas konferencji prasowej, na której musiał się tłumaczyć z poczynań syna.

Czytaj więcej w "Fakcie" o przywilejach rodziny i znajomych premiera>>>