Donald Tusk, liberalno-konserwatywny premier Polski, długo uchodził za miłego chłopaka. Umie nieśmiało uśmiechać się do kamery, chętnie gra w piłkę nożną ze starymi przyjaciółmi, a gdy przed pięcioma laty zastąpił pomstującego Jarosława Kaczyńskiego, ogłosił +erę miłości+. Potem okazało się, że ten miły chłopiec potrafi być też zły. Czasami Tusk bywa okrutny nie tylko wobec swoich wrogów, ale i przyjaciół - pisze "FAZ".
Przypomina, że Tusk bez wahania odwoływał ministrów, którzy nawet w niewielkim stopniu byli uwikłani w afery korupcyjne i określił członków rządu "zderzakami", które należy wymieniać, gdy zostaną zadrapane. W sumie Tusk zawsze wychodził dobrze na tej strategii strzelania do rzutków (gdy coś się poruszy, natychmiast strzelać). Po dramatycznych aferach korupcyjnych minionego dziesięciolecia polska opinia publiczna alergicznie reaguje na każdy przejaw nepotyzmu, a premier ze swoją przyjazną bezwzględnością po pięciu latach na stanowisku wciąż uchodzi za czystego człowieka - dodaje niemiecki dziennik.
Teraz ma on jednak problem. Zadrapany został zderzak, którego nie może wymienić, a mianowicie jego syn - pisze "FAZ", relacjonując wątpliwości, dotyczące współpracy Michała Tuska z liniami lotniczymi OLT Express i zatrudnienia w Porcie Lotniczym w Gdańsku oraz związanego z tym konfliktu interesów. Tusk junior siedzi w samym oku cyklonu - ocenia.
Gdyby Michał Tusk był ministrem swego ojca, a nie jego synem, Donald Tusk pewnie dawno zrobiłby to, co zawsze czynił, gdy w jakimś miejscu odchodził lakier i wyraźnie zdystansowałby się od postawy swego syna. Zamiast tego wygłosił na konferencji prasowej jedynie okrągłe oświadczenia, że ma +pełne zaufanie+ do syna" - dodaje dziennik. "Tusk rzadko bywał tak wspaniałomyślny w przypadku afer korupcyjnych - podsumowuje gazeta.