Raport przygotowany przez parlamentarny zespół ds. obrony demokratycznego państwa prawa zatytułowany jest: "Państwo nie zdało egzaminu". Podtytuł brzmi: "Sprawa Amber Gold i OLT jako test kondycji państwa pod rządami Donalda Tuska". Liczy 41 stron. W środę zebrał się zespół parlamentarny, aby raport zaprezentować. W posiedzeniu bierze udział lider PiS Jarosław Kaczyński.
Raport zawiera kalendarium wydarzeń, rozdział poświęcony udziałowi i odpowiedzialność instytucji państwa w sprawie Amber Gold, siatkę powiązań biznesowych związanych z Amber Gold i OLT, listę osób, które powinny w tej sprawie złożyć wyjaśnienia lub udzielić informacji, a także listę pytań, na które wciąż nie ma odpowiedzi.
We wstępie podkreślono, że afera Amber Gold to kolejny dowód na katastrofalny stan Polski jako demokratycznego państwa prawa, pod rządami premiera Donalda Tuska.
Autorzy raportu zadają w nim pytanie, jak doszło do afery Amber Gold. Stawiają dwie tezy. Według pierwszej w państwie pod rządami Donalda Tuska nic nie działa i afera jest wynikiem jego rozkładu. W drugiej oceniono, że państwo jest przeżarte korupcją i sieciami nielegalnych interesów, a jego instytucje są bezwolnymi ich narzędziami.
Posłowie PiS wymieniają 47 osób, od których należy oczekiwać wyjaśnień lub informacji ws. Amber Gold i OLT. Wśród nich są: prezes NBP Marek Belka oraz przedstawiciele rządu: premier Donald Tusk, szef kancelarii premiera Tomasz Arabski, wicepremier, minister gospodarki Waldemar Pawlak oraz ministrowie: transportu, budownictwa i gospodarki morskiej Sławomir Nowak, spraw wewnętrznych Jacek Cichocki, finansów Jacek Rostowski, sprawiedliwości Jarosław Gowin oraz wiceminister finansów Andrzej Parafianowicz.
Za konieczne uznano w raporcie wyjaśnienia m.in. członka Rady Gospodarczej przy premierze Jana Krzysztofa Bieleckiego, Prokuratora Generalnego Andrzeja Seremeta, prezesa Urzędu Kontroli Konkurencji i Konsumentów Małgorzaty Krasnodębskiej-Tomkiel, prezesa Komisji Nadzoru Finansowego Andrzeja Jakubiaka, p.o. prezesa Urzędu Lotnictwa Cywilnego Tomasz Kądziołka, szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Krzysztofa Bondaryka.
Wśród osób, które - zdaniem posłów PiS - powinny udzielić informacji nt. sprawy Amber Gold są też syn premiera Michał Tusk, prezes Amber Gold Marcin P., władze Izby Skarbowej w Gdańsku, komendant Wojewódzkiej Komendy Policji w Gdańsku, prezesi Sądu Apelacyjnego i Sądu Okręgowego w Gdańsku, prezes Sądu Rejonowego Gdańsk-Północ, przedstawiciele gdańskiej prokuratury, wojewoda pomorski oraz prezydent Gdańska.
W raporcie znalazło się "dziesięć fundamentalnych patologii państwa premiera Tuska". Posłowie PiS zarzucają, że pod rządami PO-PSL państwo jest źle zarządzane, niezdolne do egzekwowania odpowiedzialności, lekceważy prawo i procedury, jest oplecione siecią grup interesu, pozbawione woli realizacji dobra wspólnego, bezsilne wobec bezprawia, niezdolne do zapewnienia obywatelom poczucia bezpieczeństwa i do zapewnienia przejrzystych reguł gry w biznesie i obrocie gospodarczym.
Politycy PiS oceniają, że państwo jest też opanowane przez lokalne zwarte "klastry interesu", które hamują rozwój ekonomiczny i społeczny oraz jest dyspozycyjne, bezwolne i bezradne, gdy staje wobec lokalnych i ogólnopolskich interesów obozu władzy.
W raporcie posłowie PiS zadają pytania, które, jak zaznaczają, pozostają bez odpowiedzi: czy Marcin P. i jego żona byli kiedykolwiek - jako podatnicy - kontrolowani przez organy podatkowe?, czy Generalny Inspektor Danych Osobowych podjął jakiekolwiek działania w związku z danymi osobowymi klientów zgromadzonymi przez spółkę Amber Gold i spółki grupy OLT?.
Pytają także, dlaczego były szef gdańskiej Prokuratury Apelacyjnej prokurator Piotr Wesołowski, nie przekazał Prokuratorowi Generalnemu adresowanego do niego pisma z Komisji Nadzoru Finansowego oraz dlaczego VII Wydział Gospodarczy KRS Sądu Rejonowego Gdańsk-Północ rejestrował spółki Marcina P, wpisywał go do ich władz, nie sprawdzając, czy Marcin P. figuruje w Krajowym Rejestrze Karnym.
Jedno z pytań dotyczy tego, na jakiej podstawie i w oparciu o jak udokumentowane informacje już w czerwcu 2009 roku, czyli po odbyciu zaledwie kilku miesięcy z dwóch lat kary pozbawienia wolności, Sąd Okręgowy w Słupsku udzielił Marcinowi P. przerwy w odbywaniu kary, która była następnie przedłużana z powodów rodzinnych, a ostatecznie została zawieszona.
Posłowie PiS chcą wiedzieć, czy Andrzej Parafianowicz pełniący funkcję m.in. Generalnego Inspektora Kontroli Skarbowej oraz Generalnego Inspektora Informacji Finansowej badał działalność firmy Amber Gold oraz należących do tej spółki linii lotniczych. Zadają też pytania, dlaczego zwierzchnie prokuratury w Gdańsku nie interesowały się postępowaniami prokuratury okręgowej i rejonowej dotyczącymi Amber Gold.
PiS pyta też o działania UOKiK (czy urząd ustalał, czy lokaty Amber Gold mają pokrycie w złocie) i Urzędu Lotnictwa Cywilnego (pytania dotyczą szczegółów przyznania koncesji OLT Expres).
W raporcie znajduje się stwierdzenie, że ani szef Amber Gold, ani żadna z jego spółek nigdy nie posiadali obowiązkowego zezwolenia prezesa NBP na obrót złotem, a mimo to spółki Marcina P. bez problemu działały przez trzy lata. Posłowie PiS wytykają zaniechania podczas dochodzeń w sprawie Amber Gold Komendzie Miejskiej Policji w Gdańsku. Podkreślają, że wobec władz Izby Skarbowej w Gdańsku i Urzędu Kontroli Skarbowej doszło do wyciągnięcia konsekwencji wyłącznie "na dole". Jak podkreślono, nic nie wiadomo, aby jakąkolwiek odpowiedzialność ponieśli urzędnicy nadzorujący pracę służb skarbowych w ministerstwie Finansów.
We wprowadzeniu autorzy podkreślają, że dokument ma charakter "raportu otwarcia" i nie wyjaśnia wszystkich aspektów sprawy Amber Gold i OLT. Dodają, że raport stanowi argument przemawiający za koniecznością powołania sejmowej komisji śledczej.
Komentarze (9)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeAmber Gold na samym początku ciułał kasę kosztem obywateli pomimo, że komornicy wchodzili im na konto, ale odpowiedni służbiści mówią, że wtedy jeszcze NIE, ależ skądże, płacili ********** punktualnie. ***** prawda od razu to śmierdziało to wielką kupą. Zbierali kasę, żeby potem płacić tylko z lokaty procenty. I wzięli się za te „spadające samoloty”. Mam tylko jednak poprawną politycznie taką cichą nadzieję, że się wspaniale „nawrócili” i chcieli faktycznie rozwinąć się na inwestycjach w locie.
Po pierwsze – państwo jest źle zarządzane, a właściwe organy państwa nie wykonują swoich ustawowych obowiązków.
Po drugie – państwo jest niezdolne do egzekwowania odpowiedzialności, a w jego instytucjach narasta poczucie bezkarności, zwłaszcza jeśli ma się parasol polityczny.
Po trzecie – państwo lekceważy prawo i procedury. Instytucje i ludzie obozu władzy rzadzą za pomocą siły i telefonów, a nie za pomocą przepisów.
Po czwarte – jest to państwo oplecione siecią grup interesów. W społeczeństwie narasta przekonanie, że instytucje państwa są wykorzystywane do realizacji partykularnych interesów.
Po piąte – państwo jest pozbawione realizacji dobra wspólnego.
Po szóste – jest bezsilne wobec bezprawia.
Po siódme – jest niezdolne do zapewnienia obywatelom bezpieczeństwa.
Po ósme – jest to państwo niezdolne do zapewnienia przejrzystych reguł gry w biznesie i obrocei gospodarczym.
Po dziewiąte – państwo jest opanowane przez lokalne klastry interesów, gdzie przenikanie się polityki i biznesu nie propwadiz do przejrzystości. To jest dla państwa upokarzające, że politycy lokalni i centralni są zatrudniani jako burłacy i ciągną linami prywatne samoloty po lotniskach. Nie chcemy państwa burłaków, ale państwa odpowiedzialnych urzędników!
Wreszcie po dziesiąte – państwo jest dyspozycyjne i bezradne.
„R" dotarła do uchwalonego przez Prezydium Klubu Parlamentarnego PO regulaminu postępowania z rządowymi projektami. Jest tam zapis, że poseł lub senator PO musi uzgadniać z ministrami zakres i tryb każdej poprawki. „Powinna być (...) podpisana przez przedstawiciela rządu" – czytamy w regulaminie. Jest on datowany na 13 grudnia 2011 r., czyli przed pierwszym posiedzeniem obecnego Sejmu.
Taki zapis wywraca podstawowe zasady konstytucyjne, zgodnie z którymi posłowie odpowiadają przed wyborcami, a nie ministrami - podkreśla gazeta. To bowiem rząd ma konsultować i reagować na opinie posłów, a nie odwrotnie.
Zdaniem konstytucjonalistów takie procedury budzą poważne wątpliwości.
Uzależnienie możliwości korygowania projektów rządowych od akceptacji rządu jest zaprzeczeniem instytucji parlamentu
– uważa dr Ryszard Piotrowski z UW.
Konstytucja mówi, że to Sejm uchwala ustawy, rozpatruje je autonomicznie, nie za zgodą rządu.
Według Piotrowskiego to wątpliwe z punktu widzenia efektywności tworzenia lepszego prawa.
Skoro rząd wie najlepiej, to może należy zrezygnować z utrzymywania parlamentu
PO kuchennymi drzwiami wprowadza IV RP.
i bedzie spokoj ze Smolenskiem !!
Kazales ladowac? I tak to wyjdzie jak przekroczysz pewna linie.
A jestes juz blisko, kartoflu.