Rozpoczynająca się dzisiaj wizyta marszałek Sejmu Ewy Kopacz w Chinach, której kulminacyjnym punktem będzie jutrzejsze spotkanie z jej chińskim odpowiednikiem dokładnie w rocznicę masakry na placu Tiananmen, nie jest pierwszą sytuacją, w której reprezentanci parlamentu wyprawiają się w egzotyczne wojaże. O niezręcznej dacie odwiedzin jako pierwszy pisał "DGP".

Misja: wycieczka

Wyjazd do Chin to pierwsza pozaeuropejska wyprawa na szczeblu marszałka Sejmu w tej kadencji. Dziewięć poprzednich delegacji wysłaliśmy do państw UE. Co innego marszałek Senatu. Bogdan Borusewicz i jego dwoje kolegów z izby wyższej zaledwie dwa tygodnie temu gościli w Mongolii na zaproszenie szefa parlamentu Zandaachuugijna Enchbolda. Akurat ten wyjazd trudno w pełni krytykować. Mongolia dzięki złożom surowców należy dziś do najszybciej rozwijających się państw świata. A z racji kontaktów sięgających czasów komunistycznych (Mongolia podobnie jak PRL należała do RWPG) polscy specjaliści są tam mile widziani. Podczas spotkań rozmawiano m.in. o możliwościach inwestowania polskich przedsiębiorców w wydobycie surowców mineralnych – czytamy w komunikacie. Pytanie, na ile skuteczna okaże się ta misja.
W ubiegłym roku, również na wiosnę, Borusewicz wybrał się do Omanu, państwa leżącego na Płw. Arabskim, ale pozostającego nieco na uboczu w porównaniu z bogatszymi sąsiadami. Jahja al-Mansari, na którego zaproszenie marszałek z delegacją tu gościł, jest na stronie Senatu przedstawiany jako przewodniczący izby wyższej parlamentu. Rada stanu dysponuje przede wszystkim głosem doradczym, a jej członkowie są bez wyjątku mianowani przez sułtana Kabusa. W 2012 r. Borusewicz jeszcze dwukrotnie jeździł do Azji. W październiku wspierał Birmę na jej drodze do demokracji, a w Tajlandii wygłosił mowę o tradycjach polskiego parlamentaryzmu. Miesiąc później szef naszej izby wyższej, m.in. w towarzystwie senatora Bogdana Klicha, wybrał się z kolei do Pakistanu. Co uzyskał? Choćby zapewnienie szefa miejscowego senatu, że Pakistan będzie wspierał polskie inwestycje.
Reklama
Kopalnią kuriozalnych wypraw była jednak zdecydowanie kadencja lat 1997–2001. Marszałek Senatu Alicja Grześkowiak (AWS) dwukrotnie gościła w Arabii Saudyjskiej, rozwijając tam współpracę parlamentarną, choć ta absolutna monarchia parlamentu nie posiada. W czasie pierwszej z wizyt marszałek przeżyła nieprzyjemną przygodę, gdy jej samolot awaryjnie lądował na pustyni. Z kolei Piotr Gadzinowski z dwoma kolegami z SLD i koleżanką z AWS w 2000 r. w Pjongjangu nawiązywał współpracę z... parlamentem Korei Północnej. Andrzejowi Lepperowi z kolei nie udała się w 2002 r. wyprawa do Iraku. Przewodniczący Samoobrony miał obserwować wybory zorganizowane przez Saddama Husajna w ramach propagandowej osłony przed rosnącą presją USA. Wyjazd zablokował marszałek Sejmu Marek Borowski. Poseł nie mógł więc zobaczyć na własne oczy, jak organizuje się wybory, w których na 11 445 638 wyborców wszyscy głosują za.

PiS zrezygnowała z Chin

Klub PiS, po burzy, jaka wybuchła w następstwie naszej publikacji, wycofał obu swoich posłów z delegacji. Były premier Józef Oleksy nazwał tę decyzję czystym populizmem.
Rocznicowe daty musimy czcić, ale nie mogą one paraliżować rytmu naszej pracy – mówił wcześniej w rozmowie z "DGP" lewicowy wicemarszałek Sejmu Jerzy Wenderlich, jeden z członków delegacji. Razem z marszałek Kopacz do ChRL lecą jedynie przedstawiciele PO, SLD i Ruchu Palikota.