Ale w grze są kolejne dużo kosztowniejsze rozwiązania. W MF, resorcie pracy i kancelarii premiera trwają narady i wyliczenia, na jaką ofertę dla wyborców rząd może sobie pozwolić. Powstało menu możliwych działań, spośród których premier ma wybrać te, które rząd pokaże razem z budżetem.

Reklama
Jednym z pomysłów jest ulga podatkowa dla przedsiębiorców za zatrudnienie młodych ludzi. Alternatywą jest rozszerzenie programu Pierwsza Praca, ogłoszonego przez Bronisława Komorowskiego i ministra pracy Władysława Kosiniaka-Kamysza podczas prezydenckiej kampanii wyborczej.
Ważną decyzją będzie sposób waloryzacji rent i emerytur. Z powodu deflacji podwyżka wynikająca z ustawowego wzoru – inflacja plus 20 proc. wskaźnika wzrostu płac – wyniosłaby niewiele ponad pół procenta. Rząd rozważa więc trzy warianty: zwiększenie wskaźnika waloryzacji przez przyjęcie większej wartości niż 20 proc., np. 50 proc. – tego chcą m.in. związki zawodowe, dużą podwyżkę emerytury minimalnej i waloryzowanie reszty ustawowym wskaźnikiem, wreszcie powtórkę tegorocznej waloryzacji mieszanej, czyli podwyżkę świadczeń o minimum 36 zł.

ZOBACZ TEŻ: Sensacyjny SONDAŻ. Partia Kukiza wygrałaby wybory>>>

Są i inne pomysły: obniżka VAT o jeden punkt procentowy od początku 2016 r. czy sposób na ulżenie w podatku PIT przez zwiększenie kosztów uzyskania przychodów lub kwoty wolnej w tym podatku.
Donald Tusk zapowiadał, że minął kryzys i Polacy powinni odczuć owoce wzrostu, teraz Ewa Kopacz chce zapowiedzieć konkretne działania – komentuje członek rządu. W zeszłym roku o tego typu gestach wobec wyborców rząd informował w sierpniu przy okazji finalizowania prac nad projektem budżetu na 2015 r. Ale tym razem zapowiedź ma się pojawiać już w czerwcu, to efekt sytuacji politycznej i spadających notowań PO.
Rząd stanie przed nie lada problemem: jak znaleźć pieniądze na te popularne społecznie decyzje. Ogranicza go limit wyliczony na podstawie obowiązującej reguły wydatkowej. Ale i na regułę jest sposób. Limit na przyszły rok to 712,8 mld zł wydatków w całym sektorze publicznym. Nie jest to kwota wynikająca tylko z działania reguły fiskalnej, limit zwiększono o 3,2 mld zł, bo Ministerstwo Finansów doliczyło się 3,2 mld zł dodatkowych dochodów. Ma je pozyskać z działań dyskrecjonalnych. Jakich? Na przykład z wdrożenia rozwiązań zwiększających efektywność egzekwowania należności podatkowych czy z ograniczenia możliwości odliczania VAT przy zakupie samochodów.
Problem polega na tym, że np. prognoza przyszłorocznych dochodów uzyskanych dzięki większej skuteczności fiskusa może być obarczona dużym błędem. MF podkreśla, że tak wyliczony limit to wstępna kwota, ostateczną mamy poznać jesienią, gdy będą finalizowane prace nad budżetem. Poza tym jeśli deficyt sektora finansów publicznych za bardzo będzie odbiegał od celu (dla Polski deficyt nie powinien przekraczać 1 proc. PKB w średnim okresie), to reguła dodatkowo ograniczy tempo wydatków sektora finansów publicznych, żeby skorygować to odchylenie.
Eksperci zwracają jednak uwagę, że to ograniczenie tempa wzrostu wydatków może nastąpić dopiero w kolejnym roku. Ich zdaniem uwzględnienie w limicie trudno weryfikowalnych dochodów dyskrecjonalnych to nic innego jak próba kupienia sobie czasu przez rząd. – Już wcześniej były sygnały, że reguła fiskalna jest zbyt sztywna i trzeba ją jakoś uelastycznić. Zwiększanie limitu przez kwotę szacowanych wpływów z działań dyskrecjonalnych jest wentylem, który pozwala trochę zwiększyć przestrzeń fiskalną – uważa Michał Rot, ekonomista PKO BP.
Eksperci banku w swoich wyliczeniach idą nawet dalej. Według nich zdjęcie z Polski procedury nadmiernego deficytu i bieżąca sytuacja polityczna zachęcą rząd do fiskalnego popuszczenia pasa. Na tyle dużego, że deficyt finansów publicznych, zamiast spaść w tym roku do 2,7 proc. PKB (jak szacuje MF), wzrośnie do 3,4 proc. PKB. Co więcej, w 2016 r. nie będzie spadku deficytu poniżej 3 proc. PKB (MF zakładało 2,3 proc. PKB, Komisja Europejska do 2,6 proc. PKB). Skalę tego rozluźnienia bank wylicza na 0,5–1 proc. PKB w tym roku, czyli – przeliczając to na złotówki – 8,5–17 mld zł. – To nie przełoży się proporcjonalnie na wzrost deficytu w takiej samej skali, bo część wydatków – zwłaszcza infrastrukturalnych – pozytywnie zadziała na wzrost PKB i wróci do budżetu w postaci podatków – uspokaja Michał Rot.