Do niedawna politycy PiS byli przekonani, że gdy prezes Andrzej Rzepliński zakończy w grudniu kadencję, to spór o trybunał zostanie wygaszony, a nowy prezes dopuści do sędziowania trójkę zaprzysiężonych orzekających wybranych w tej kadencji, czego nie robi obecny szef TK.

Reklama
Miało to wynikać z tego, że PiS w uchwalonej ostatnio ustawie o TK zapisał, że Zgromadzenie Ogólne Sędziów Trybunału Konstytucyjnego ma przedstawić prezydentowi trzech kandydatów na nowego prezesa do wyboru. To gwarantowało, że nawet jeśli prezes Rzepliński nie dopuści do sędziowania trzech sędziów wybranych w tej kadencji głosami PiS i zaprzysiężonych przez prezydenta, to pozostała trójka wybrana głosami obozu rządzącego i tak będzie w stanie wskazać własnego kandydata. I to on zostanie "namaszczony" przez Andrzeja Dudę. Z trójki orzekających sędziów wybranych w tym Sejmie głosami PiS: Julii Przyłębskiej, Zbigniewa Jędrzejewskiego i Piotra Pszczółkowskiego, tego ostatniego wymienia się najczęściej jako prezesa TK.
Jednak trybunał, gdy orzekał w sprawie tej ustawy, wskazał, że niekonstytucyjny może być przepis, który w procedurze wyboru kandydatów daje każdemu sędziemu jeden głos. Nie uchylił artykułu, bo nie został on zaskarżony, ale sam komentarz na ten temat wystarczył, by PO i Nowoczesna przygotowały kolejny wniosek. TK będzie chciał go rozpoznać szybko.
Jeśli TK zgodzi się ze skarżącymi przed rozpoczęciem procedury wyboru następcy obecnego prezesa, to nawet gdyby sędziowie niedopuszczeni do tej pory do sędziowania mieli wpływ na wybór, to i tak "starych" sędziów wybranych w poprzednich kadencjach będzie ośmiu, a tych nominowanych w obecnej - sześciu. Nowi sędziowie w przypadku każdej zgłoszonej kandydatury mogą być przegłosowani przez starych, a wówczas trybunał zgłosi do Andrzeja Dudy trzy kandydatury sędziów wybranych w poprzedniej kadencji.
Wtedy zabiegi PiS ze zmianą prawa, by wpłynąć na sposób wyboru sędziów, okażą się nic niewarte. Oczywiście rząd, tak jak dotychczas, może nie opublikować orzeczenia TK w tej sprawie, a prezydent nie uznać wskazanych kandydatów, ale oznacza to nasilenie sporu i powiększenie chaosu. Bo działalność trybunału bez prezesa będzie skrajnie utrudniona. Wprawdzie ustawa mówi, że jeśli nie ma prezesa, to zastępuje go wiceprezes. Ale to zupełnie inna ranga, zresztą wiceprezesem jest Stanisław Biernat wybrany w 2008 r. i jego kadencja mija w czerwcu 2017 r. A PiS czeka na szybkie wyciszenie sporu, m.in. z pokazaniem ustaw o zmianach w sądownictwie.
To spowodowało, że PiS starał się dotrzeć do części sędziów wybranych w poprzedniej kadencji i przekonać ich, by zgodzili się, by jednym z kandydatów na prezesa został któryś z sędziów wybranych w tej kadencji głosami PiS. Mieli otrzymać zapewnienie, że nowy prezes będzie dla nich do zaakceptowania, nie będzie "twardogłowy", ale racjonalny oraz że w kolejnym roku, gdy zakończy się kadencja wiceprezesa Stanisława Biernata, jego następcą zostanie ktoś z sędziów wybranych w poprzednich kadencjach parlamentu. O próbach złożenia oferty "Nasz prezes, wasz wiceprezes" uzyskaliśmy informacje w dwóch niezależnych źródłach w PiS. Wstępnie wydawało się, że są szanse, ale potem nastąpiło usztywnienie stanowiska. To sensowna propozycja dająca szanse na zamknięcie sporu, ale na razie bez zrozumienia - mówi znający kulisy sprawy polityk.
Nie udało się potwierdzić, do kogo trafiła oferta w TK. Alternatywą dla tego scenariusza ma być kolejne podejście do zmiany prawa i czwarta w ciągu roku propozycja zmiany przepisów o TK, w tym procedury wyboru prezesa.
Kwestia wyboru następcy Andrzeja Rzeplińskiego staje się teraz głównym polem sporu o trybunał. Do niedawna chodziło głównie o publikowanie orzeczeń TK przez rząd oraz kwestię zaprzysiężenia przez prezydenta sędziów wybranych w poprzedniej kadencji. Od wczoraj gości w Polsce delegacja Komisji Weneckiej; po jej spotkaniu z przedstawicielami Senatu zarówno Michał Seweryński z PiS, jak i Bogdan Borusewicz z PO mówili, że kwestia wyboru prezesa TK i regulujących ją przepisów była jedną z podstawowych spraw, o które pytali przedstawiciele Komisji Weneckiej, działającej przy Radzie Europy.
Mają się oni dziś spotkać z sędziami trybunału. Jednak szóstka sędziów wybranych w tej kadencji głosami PiS odmówiła spotkania, uzasadniając, że komisja dzieli sędziów na orzekających i nieorzekających i że spotkanie z sędziami wybranymi w tej kadencji miało być bardzo krótkie. Jak podawało RMF FM, podczas spotkania z sędziami Sądu Najwyższego poruszana była kwestia samego sporu o trybunał, jak i konsekwencji, czyli orzecznictwa sądów w przypadku nieopublikowanych orzeczeń.
PiS stara się osłabić rangę wizyty przedstawicieli Komisji Weneckiej. Wczoraj, mimo początkowych zaproszeń do spotkania w Sejmie z przedstawicielami komisji także posłów opozycji, ci ostatni zostali poinformowani, że spotkanie odbędzie się bez ich udziału. Opinia komisji nie ma charakteru wiążącego dla Polski, ale może być brana pod uwagę przez Komisję Europejską przy podejmowaniu przez nią decyzji w sprawie procedury praworządności.
Rząd nie zamierza już rozmawiać z Brukselą na ten temat, przyjął twardy kurs i czeka, czy komisja sfinalizuje swoje ustalenia w postaci wniosku do Rady Europejskiej o stwierdzenie naruszenia art. 2 Traktatu o UE przez Polskę. Politycy PiS nie obawiają się konsekwencji takiego scenariusza, bo do takiej decyzji wymagana jest jednomyślność. Liczą, że Węgry, ale także i inne kraje sprzeciwią się ewentualnemu negatywnemu postanowieniu w tej sprawie. ⒸⓅ

Prezydent może szachować trybunał

Posłowie PO mają już gotowy kolejny wniosek do Trybunału Konstytucyjnego. Tym razem będą skarżyć przepisy ustawy o TK (Dz.U. z 2016 r. poz. 1157), które warunkują podjęcie działań przez sędziego trybunału od złożenia ślubowania przed prezydentem. Zdaniem posłów w ten sposób ustawodawca wyposażył głowę państwa w kompetencje jej nienależne. Prezydent bowiem, odmawiając odebrania ślubowania, będzie miał realny wpływ na skład TK. Tymczasem decydowanie o tym, kto zasiada w trybunale, jest – zgodnie z konstytucją – wyłączną kompetencję Sejmu. Co więcej, nieodebranie przez prezydenta ślubowania od nowo wybranego sędziego będzie de facto skróceniem dziewięcioletniej kadencji członka TK. Tymczasem, jak zauważono we wniosku, „Konstytucja w tym zakresie nie wspomina o jakichkolwiek, nawet ceremonialnych uprawnieniach Prezydenta”.
Posłowie podkreślają, że zaskarżone przepisy mogą doprowadzić do paraliżu prac sądu konstytucyjnego. „Sprawy, które wymagają rozpoznania przez pełny skład Trybunału, nie będą mogły się odbyć, ponieważ nowo wybrany sędzia, bez złożenia ślubowania, nie może przystąpić do orzekania” – podkreślono w uzasadnieniu wniosku. A to z kolei może godzić w gwarancję obywateli do rozpoznania sprawy bez zbędnej zwłoki (art. 45 ust. 1 konstytucji).
Co więcej, zdaniem autorów wniosku kontestowane rozwiązania mogą naruszać art. 2 ustawy zasadniczej i wywodzoną z niego zasadę ochrony praw nabytych oraz zasadę zaufania obywateli do państwa i stanowionego przez nie prawa. Osoby, które zostaną wybrane przez Sejm do TK, z chwilą tą nabierają bowiem prawa do wykonywania funkcji sędziego konstytucyjnego. Ponadto mogą oczekiwać, że ustawodawca nie będzie wprowadzał rozwiązań, które będą stały w sprzeczności z tym, co stanowi konstytucja.
We wniosku pada również argument o niezgodności przepisów z zasadą trójpodziału władzy. Zdaniem posłów przyznanie prezydentowi uprawnienia do wpływania na kształt składu TK stanowi bowiem niedopuszczalne wkroczenie władzy wykonawczej w kompetencje władzy ustawodawczej, czyli Sejmu.