Niezdolność do współpracy z Macierewiczem - to według Tomasza Siemoniaka główna przyczyna, dlaczego najważniejsi dowódcy odchodzą z armii. - Są też inne. Na przykład niezgoda na tworzenie Obrony Terytorialnej. Ten pomysł Macierewicz forsuje wbrew wojsku. Minister chce utworzyć 30-, 50-tysięczną armię drugiej prędkości. To projekt czysto polityczny, silnie kontestowany przez armię. Miliardy złotych wyrzuconych na projekt, który nie przydaje Polsce zdolności obronnych - dodaje Siemoniak w rozmowie z Tygodnikiem Powszechnym.
Według polityka PO nie ma masowego napływu do Obrony Terytorialnej. - Ta formacja ma twarz Macierewicza, jednego z najbardziej niepopularnych polityków. I jeszcze te bzdury, które wygaduje minister – że w 16 dni można przeszkolić do używania najnowocześniejszej broni. Albo że do końca 2016 r. odbędzie się defilada Obrony Terytorialnej. Gdzie ta defilada? - mówi były minister obrony.
Zdaniem Siemoniaka w Polsce powinna funkcjonować dobrze wyposażona armia zawodowa plus dobrze przeszkolone wielusettysięczne siły rezerwy.
Siemoniak wytyka też obecnemu ministrowi obrony, że resortem na co dzień zarządza Bartłomiej Misiewicz. - Minister zajęty jest wielką polityką, przemówieniami, mediami. Natomiast jego rzecznik zajmuje się m.in. kadrami - mówi Siemoniak.
To poniża dowódców? - pyta dziennikarz. - Musi pan pamiętać, że wojsko jest strukturą hierarchiczną. 26-letni urzędnik, który wydaje polecenia, domaga się, by otwierać przed nim drzwi, który jeździ po mieście rządową limuzyną na sygnale, który żąda, by do niego mówić: „czołem, panie ministrze”... - odpowiada polityk.
Tomasz Siemoniak liczy na to, że prezydent będzie korygował szaleństwa Macierewicza. Równocześnie jednak przyznaje, że prezydent jest przez ministra odcinany od armii a szef prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego Paweł Soloch ma zerowe wpływy w wojsku.
O tym jak odbywa się odcinanie prezydenta, Siemoniak tłumaczy opowiadając o pewnym zdarzeniu: - Kilka tygodni temu prezydent i minister odwiedzili dowództwo generalne. Za stołem generałowie, inspektorzy sił zbrojnych. Prezydent: „Panowie, proszę mówić szczerze, jaka jest sytuacja”. Odzywa się jeden z najważniejszych inspektorów. Macierewicz jest niezadowolony. Prostuje, koryguje. No, ale prezydent chciał, żeby było szczerze. Mija tydzień i co? Minister zwalnia tego inspektora, świetnego generała. Prośbę prezydenta o szczerość słyszało kilkunastu najważniejszych dowódców będących na sali. I co oni pomyśleli? Zwierzchnik sił zbrojnych każe mówić szczerze, a minister za to wyrzuca, co to jest? Kto w wojsku będzie szanował prezydenta po czymś takim?