Prezydent przesłał wczoraj do Sejmu projekty ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym. Pierwszy zakłada, że po uchwaleniu ustawy Sejm będzie wybierał nowy skład 15 sędziów do KRS. Kadencja obecnych ma zostać wygaszona w przeddzień rozpoczęcia pełnienia obowiązków przez sędziów wybranych na podstawie nowych przepisów. Tych w przeciwieństwie do obecnych sędziów KRS będzie wybierał Sejm, a nie sędziowie jak obecnie.

Jeden poseł, jeden głos

Tak jak zapowiadał Andrzej Duda, wyboru Sejm ma dokonywać większością trzech piątych głosów, czyli przy pełnym składzie izby. Za kandydatem musi zagłosować 276 posłów. Prezydent chce zapobiec sytuacji, w której wybór dokonywany jest tylko głosami większości rządowej. Przy obecnym składzie Sejmu oznacza to, że do wyboru potrzeba co najmniej głosów posłów PiS, Kukiz’15, posłów niezależnych lub z PSL. To jednak może okazać się trudne. – Możemy zaakceptować wybór większością trzech piątych, ale przy totalnej opozycji jest groźba pata, dlatego ważne jest rozwiązanie gwarantujące, że nie będzie paraliżu – mówił wczoraj w Sejmie Jacek Sasin z PiS.
Według prezydenta ma temu zapobiec rozwiązanie mówiące o jednoczesnym głosowaniu na wszystkie 15 miejsc w KRS według zasady jeden poseł, jeden głos. Czyli będzie można zagłosować tylko na jednego kandydata, a wakaty w KRS będą obsadzane według kolejności zdobytych głosów przez kandydatów. Przy 460 posłach oznacza to, że kandydat, by być pewnym wyboru, musi mieć poparcie co najmniej 30 posłów. – Ten wybór jest w 99 proc. pewny dzięki temu, że nie wybieramy jednego sędziego, ale jednocześnie 15 – mówi Tomasz Rzymkowski z klubu Kukiz’15, który ten pomysł prezydentowi zgłosił. Przy 15 wybieranych osobach, czyli wymianie całego składu sędziowskiego w KRS, PiS może wskazać ośmiu sędziów, a opozycja siedmiu. W ten sposób skład KRS odzwierciedli układ w Sejmie.
Reklama
– To dziwne rozwiązanie. W praktyce oznacza, że wybrany członek KRS będzie miał poparcie jedynie 30 posłów – zastanawia się lider ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz. Jego zdaniem lepiej, by większość wynosiła dwie trzecie, i nie było żadnych dodatkowych mechanizmów, wtedy posłowie musieliby się porozumieć.
System „jeden poseł, jeden głos” działa, dopóki jest wybierany więcej niż jeden sędzia. Opozycja podnosi wątpliwość, co się stanie, jeśli członek KRS zrezygnuje lub umrze w trakcie kadencji. Wówczas o wyborze jego następcy będzie decydowała tylko większość rządowa, nie przejmując się głosowaniem większością trzech piątych. Z kolei jeden z polityków PiS zastanawia się, co się stanie, jeśli na jednego kandydata zagłosuje 460 posłów. Wtedy 14 miejsc pozostawałoby nieobsadzonych. W projekcie przewidziano jednak zabezpieczenie przed takim przypadkiem: przewiduje on, że wybór na wakaty dokonywany jest do skutku.

Problem PiS, problem opozycji

Rozwiązanie zaproponowane przez prezydenta to z punktu widzenia PiS dużo mniej, niż dawał im zawetowany projekt, w którym Sejm wybierał sędziów większością zwykłą, ale też gwarantuje partii Jarosława Kaczyńskiego, że osoby przez nią wskazane będą miały większość w KRS. Tym bardziej że już dziś mają tam przedstawicieli: prezydenta, ministra sprawiedliwości i parlamentarzystów, w sumie sześć osób.
– Dla nas kluczowe jest wyczyszczenie obecnego KRS – mówi o intencjach ugrupowania jeden z polityków PiS. Od tego, na ile ustawa o KRS będzie wypełniała ten postulat, zależy poparcie PiS dla obu ustaw. Bo – jak wynika z naszych rozmów – kształt prezydenckiego projektu ustawy o Sądzie Najwyższym jest dla PiS do akceptacji.
Sławomir Pałka, członek KRS, zaznacza, że stanowisko rady w sprawie dokonywania wyboru sędziów do KRS przez posłów nadal pozostaje krytyczne. Jej zdaniem brak nacisków na członków rady zagwarantuje jedynie taki system, w którym o składzie KRS będą decydowali sami sędziowie.
Wątpliwości budzą przepisy, których efektem będzie przerwanie obecnie trwających kadencji członków rady. – Mamy wyraźny przepis konstytucyjny, który mówi o tym, że kadencja członka KRS trwa cztery lata (art. 187 ust. 3). Ustrojodawca nie przewidział więc żadnych odstępstw w tym zakresie. Przypominam również, że Trybunał Sprawiedliwości UE wypowiadał się już m.in. na temat skrócenia kadencji generalnego inspektora ochrony danych osobowych na Węgrzech, uznając takie działanie za niedopuszczalne – uważa Mirosław Wróblewski, dyrektor Zespołu Prawa Konstytucyjnego i Międzynarodowego w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich.
Przeciwko propozycji Andrzeja Dudy są Nowoczesna i PO. Obie partie są przeciwne oddaniu Sejmowi prawa wyboru sędziów do KRS. – Mówimy „nie” upolitycznieniu sądów i wyborowi sędziów do KRS przez polityków, bo mówimy „nie” łamaniu konstytucji – twierdzi Kamila Gasiuk-Pihowicz z Nowoczesnej. Lider PO Grzegorz Schetyna zapowiedział protesty w obronie wymiaru sprawiedliwości.
Jednak jeśli ustawy wejdą w życie, obie partie mogą mieć problem. Dziś odrzucają propozycje w ogóle, jako sprzeczne z konstytucją. Obserwatorzy zastanawiają się, czy w takim razie odmówią udziału w wyborze członków KRS.

Wpływ polityków

Zgodnie z prezydenckim projektem prawo do zgłoszenia kandydata na członka KRS będą miały jedynie grupy 2 tys. obywateli, którzy ukończyli 18. rok życia i posiadają pełnię praw, oraz grupa 25 czynnych zawodowo sędziów. Środowisko sędziowskie ocenia, że to krok w dobrym kierunku w porównaniu z tym, co proponowało w swoim projekcie Ministerstwo Sprawiedliwości. Tam takie uprawnienie przewidywano dla grupy 50 posłów i prezydium Sejmu.
– W praktyce może się okazać, że jest to zmiana pozorna i wpływ polityków na dobór kandydatów do KRS i tak zostanie utrzymany – zastrzega Sławomir Pałka z KRS. A to dlatego, że najłatwiej i najszybciej zebrać wśród obywateli wymaganą liczbę podpisów będzie za pomocą istniejących i zazwyczaj prężnie działających na terenie kraju struktur politycznych, takich jak biura poselskie.
– Problemem może być również wyznaczony na bardzo niskim poziomie próg wymagany przy zgłoszeniach pochodzących od sędziów. Jeżeli daną osobę będzie popierać jedynie 25 sędziów, to w sytuacji, gdy mamy ich ponad 10 tys., trudno będzie mówić o tym, że taki kandydat cieszy się powszechnym poparciem środowiska – komentuje Pałka. Ponadto wskazuje się, że dla polityków nie będzie problemem uzyskanie podpisu 25 sędziów pod kandydaturą osoby, która spełnia ich oczekiwania. W najlepszej sytuacji wydaje się minister sprawiedliwości. W resorcie przez niego kierowanym obecnie delegowanych jest bowiem 160 sędziów.
W procedurze wyboru wątpliwości sędziów budzi również przepis, zgodnie z którym Sejm jedynie w miarę możliwości ma uwzględnić potrzebę reprezentacji w radzie sędziów poszczególnych rodzajów i szczebli sądów. – Przepis ten da Sejmowi bardzo dużą swobodę, jeżeli chodzi o skład rady – komentuje sędzia Pałka. Korzystanie z niego może doprowadzić do tego, że w przyszłości w radzie znajdą się np. jedynie sędziowie sądów rejonowych, a nie będzie w niej ani jednego sędziego Sądu Najwyższego, sądu administracyjnego czy wojskowego. – Teoretycznie może też dojść do sytuacji, w której to w radzie znajdą się sędziowie pochodzący tylko z jednego sądu, np. Sądu Okręgowego w Warszawie – ostrzega Sławomir Pałka.