5 października Naczelny Sąd Administracyjny zbada pierwsze trzy wnioski prezydent stolicy o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego, czy decyzje reprywatyzacyjne wydaje prezydent miasta czy komisja weryfikacyjna ds. reprywatyzacji. Gronkiewicz-Waltz uzasadniała, że są obecnie dwa organy powołane do rozstrzygania spraw reprywatyzacyjnych: komisja oraz prezydent miasta i w związku z tym nie ma możliwości, by prezydent był stroną w komisji (tym też tłumaczyła swoje niestawiennictwo przed komisją, za co już kilka razy komisja ukarała ją grzywnami po 3 tys. zł).
Schetyna pytany o to w środę w TVN24 przyznał, że ma nadzieje, iż decyzja NSA "w końcu rozstrzygnie i zamknie ten problem konieczności obecności pani prezydent na posiedzeniach komisji weryfikacyjnej". Dodał, że wierzy, że Hanna Gronkiewicz-Waltz "bez względu na decyzję sądu" podejmie sensowną i racjonalną decyzję.
Przyznał, że nieobecność, czy brak wyraźnego głosu prezydent, opisania przez nią swojego stanowiska "osłabia jej pozycję". Wierzę w racjonalną decyzję sądu. Nie może być tak, że ta komisja jest przygotowana i powołana tylko po to, żeby atakować Hannę Gronkiewicz-Waltz i Platformę; że ma być tępym narzędziem do ataku - powiedział szef PO.
Według lidera PO, biorąc pod uwagę fakt, że komisja "nie sprawdza przypadków (reprywatyzacji nieruchomości), które miały miejsce za czasów prezydenta Lecha Kaczyńskiego i poprzednich prezydentów, tylko kierunkowo atakuje okres, kiedy prezydentem była Gronkiewicz-Waltz", to można mówić "o politycznej zemście".
Schetyna powiedział też, że w komisji weryfikacyjnej widać, kto chce zbudować swój "polityczny zysk na atakach na Hannę Gronkiewicz-Waltz". Do tego grona zaliczył Pawła Rabieja (Nowoczesna), członka komisji i kandydata na prezydenta Warszawy.
Dopytywany był też o wypowiedź wiceprzewodniczącego PO Borysa Budki, który we wtorkowej audycji Radia Zet zadeklarował, że popiera związki partnerskie. Schetyna przypomniał, że w poprzedniej kadencji PO miało przygotowany projekt o związkach partnerskich, ale "nie było porozumienia w koalicji, aby zbudować wokół niego większość".Dodał, że "związki partnerskie dziś wywołują emocje, ale to są papierowe emocje, bo dziś nie ma możliwości przeprowadzenia tego w tym Sejmie, w tym parlamencie". Przyznał, że jeśli w przyszłym parlamencie będzie większość do przeprowadzenia takiego projektu, to ten temat wróci, ale nie będzie go w programie PO.
Zaznaczył, że "ustawa o związkach partnerskich w 95 procentach nie dotyczy par homoseksualnych, tylko heteroseksualnych".