W czwartek w Sejmie odbyła się debata nad sprawozdaniem komisji do rządowego projektu - pierwsze czytanie przeprowadzono w środę. Podczas drugiego czytania zgłoszono poprawki, projekt wrócił do komisji.

Reklama

Celem rządowego projektu jest, jak powtarzał w czwartek wiceminister środowiska Mariusz Gajda, "efektywny nadzór nad ustanawianiem cen i opłat za zbiorowe zaopatrzenie w wodę i odprowadzenie ścieków".

Projekt zakłada, że od 1 stycznia 2018 r. rolę regulatora gospodarki wodnej przejmie prezes Państwowego Gospodarstwa Wodnego "Wody Polskie" (instytucja powołana przez ustawę Prawo wodne z lipca br.) oraz dyrektorzy regionalnych zarządów gospodarki wodnej PGW "Wody Polskie".

Zadaniem nowego organu regulacyjnego - konkretnie dyrektorów zarządów regionalnych PGW "Wody Polskie" - będzie m.in zatwierdzanie ustalanych przez samorządy gminne taryf za zbiorowe zaopatrzenie w wodę oraz zbiorowe odprowadzanie ścieków, a także rozstrzyganie sporów między przedsiębiorstwami wodociągowo-kanalizacyjnymi a odbiorcami usług. Jego zadaniem będzie także opiniowanie projektu regulaminu dostarczania wody i odprowadzania ścieków.

Rozwiązanie to, jak argumentuje rząd, ma przyczynić się do wyeliminowania ryzyka nieuzasadnionego wzrostu stawek opłat oraz cen za pobór wody i odprowadzanie ścieków.

Sprawozdawca komisji Anna Paluch (PiS) poinformowała o kilku poprawkach, zgłoszonych w toku prac komisji do rządowego projektu, m.in. o ustanowieniu 14-dniowego vacatio legis.

Podczas debaty rządowy projekt poparł klub PiS. Występujący w imieniu tego klubu Ryszard Bartosik zwracał uwagę, że to samorząd gminny zatwierdza taryfę za zbiorowe zaopatrzenie w wodę i zbiorowe odprowadzanie ścieków, na podstawie przekazanego przez przedsiębiorstwo wodociągowo-kanalizacyjne wniosku.

Jednocześnie przedsiębiorstwa wodociągowo-kanalizacyjne często są spółkami, w których samorząd gminny jest większościowym lub wyłącznym właścicielem. Zaznaczył, że "taka sytuacja powoduje konflikt interesów" i może prowadzić do nieuzasadnionego wzrostu cen.

Reklama

Projekt spotkał się z gwałtowną krytyką opozycji, która zgodnie zapowiedziała głosowanie za jego odrzuceniem.

Krystyna Sibińska (PO) podkreślała, że sposób, w jaki projekt jest procedowany "urąga wszelkiej przyzwoitości". Jak mówiła, wszystko się dzieje w ogromnym tempie, na jednym posiedzeniu Sejmu, w dodatku większość parlamentarna odrzuciła wniosek o wysłuchanie publiczne.

Po co tak szybko wprowadzamy te przepisy, przecież nikt na to nie jest przygotowany, nawet "Wody Polskie", które będą działać dopiero od 1 stycznia - mówiła Sibińska, podkreślając, że do zatwierdzania taryf potrzebni są fachowcy.

Nie da się panie ministrze centralnie ustalić cen wody i śmieci, każda gmina ma inną specyfikę i każde przedsiębiorstwo ma inną specyfikę - przekonywała.

Marek Sowa (Nowoczesna) także podkreślał, że projekt nie był skierowany przez rząd jako pilny, nie rozumie więc pośpiechu. Tym bardziej, że "Wody Polskie" są "w powijakach".

Zwracał uwagę, że inny projekt był poddawany konsultacjom, a inny jest ostatecznie przedkładany przez rząd. Dodał, że do konsultacji nie była dopuszczona strona społeczna, która nie mogła też przedstawić swojego stanowiska podczas czwartkowego posiedzenia komisji, a także, że projektem nie zajmowała się Komisja Wspólna Rządu i Samorządu Terytorialnego.

Osobą, która tym projektem powinna się zainteresować, jest minister Mariusz Kamiński - przekonywał Sowa. Jeśli taki był plan siłowego przeforsowania tej ustawy, trzeba było od razu przystąpić do drugiego czytania - dodał.

Kazimierz Kotowski (PSL) polemizował ze stanowiskiem rządu, że projekt jest przygotowany z myślą o interesie obywateli. Pytał, kto będzie ponosić koszty, jeśli "po trzech latach okaże się, że do dostarczenia wody i poboru ścieków trzeba będzie dopłacić", w efekcie niewłaściwie oszacowanych taryf.

Z poglądami opozycji polemizował wiceminister środowiska Mariusz Gajda. Mam wrażenie, że posłom opozycji nie zależy, żeby ludzie mieli tanią wodę - komentował.

Przypominał, że projekt został przygotowany w rezultacie raportu NIK z 2015 roku, postulującego ustanowienie zewnętrznego regulatora rynku.

Zapewniał, że nie będzie centralnych taryf, tylko każda gmina będzie miała inną.

Podkreślał, że "regulator nie będzie narzucał taryf, będzie tylko kontrolował te taryfy". Będzie zatem sprawdzał, czy obliczenia są rzetelne i czy właściwie szacują koszty przedsiębiorstw wodno-kanalizacyjnych.

Gmina, która sporządzi wniosek taryfowy uczciwie i rzetelnie, nie ma się czego obawiać - powiedział Gajda, dodając, że w takim przypadku taryfa będzie zatwierdzana.

Przekonywał, że konsultacje się odbywały i to, co można było uwzględnić w wyniku konsultacji z Izbą Gospodarczą "Wodociągi Polskie", zostało uwzględnione. Z kolei, na posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządowa Terytorialnego samorządowcy oświadczyli, że nie będą zajmować się tym projektem, tylko poproszą opozycję o jego odrzucenie.

Dodał, ze różnice między pierwotną a obecną wersją wynikają z uwzględnienia opinii resortów.

Ta ustawa ma za zadanie dobro Polek i Polaków, by nie było nadmiernego wzrostu kosztów za wodę, które i tak są wysokie - podkreślał Gajda.

W myśl projektu, regulator ma także wymierzać kary za nieprzestrzeganie obowiązku przedstawienia do zatwierdzania taryf lub stosowania zawyżonych cen albo stawek opłat już po ich zatwierdzeniu.

Zgodnie z projektem, przedsiębiorstwa wodociągowo-kanalizacyjne będą ponosić opłatę za wydanie decyzji dotyczącej zatwierdzenia taryf przez regulatora. Będą też określać taryfę na trzy lata. Dotychczas taryfy obowiązywały przez rok.