Atutem nowego premiera ma być zręczne poruszanie się po światowych salonach. Szef rządu może mieć już wkrótce okazję do pierwszego testu, bo przyjęte właśnie przez Sejm ustawy sądowe tylko doleją oliwy do ognia w relacjach z Brukselą. Komisja Europejska śledzi postępy prac nad ustawami, a w piątek Komisja Wenecka oceniła je jako poważne zagrożenie dla niezależności wymiaru sprawiedliwości. Na tej podstawie komisja szykuje się do przygotowania wniosku do Rady Europejskiej w sprawie wdrożenia procedury kontroli praworządności uregulowanej art. 7 traktatu o UE.
Dlatego próba rozładowania napięcia może być najtrudniejszym wyzwaniem dla nowego premiera. To ważne, bo spór z Brukselą zaognia się w przededniu prac nad kolejnym wieloletnim unijnym budżetem po 2020 r. Z powodu brexitu portfel Polski się skurczy w porównaniu z obecną perspektywą finansową. Choć sankcje raczej nam dziś nie grożą, to efektem konfliktu będzie zauważalne zmniejszenie siły polskiego głosu w Brukseli i zdolności do budowania koalicji.
Rozkręcanie inwestycji
Na krajowym podwórku nowy szef rządu będzie musiał przypilnować spraw, którymi zajmował się w resortach finansów i rozwoju.
Koniunktura dziś jest najlepsza na tle ostatnich lat. PKB w tym roku zwiększy się o ponad 4 proc., a bezrobocie jest na najniższych poziomach od ćwierć wieku. Wciąż jednak rośniemy głównie na konsumpcji prywatnej, którą wspiera hojna polityka socjalna. Do zrównoważonego rozwoju brakuje nam inwestycji. Publiczne już rosną dzięki wydatkom samorządów. Pole do popisu ma rząd, gdzie wydatki związane z funduszami unijnymi idą jak po grudzie. Dlatego premier będzie musiał zmobilizować współpracowników do przyspieszenia przetargów i inwestycji infrastrukturalnych. Mobilizacji wymaga też program „Mieszkanie plus”, który rozkręca się powoli, na co zwrócił uwagę Jarosław Kaczyński na kongresie PiS w lipcu. Inwestycje są oczkiem w głowie Morawieckiego, który postawił sobie za cel, że w najbliższych latach w relacji do PKB wzrosną do 25 proc. Na razie od tego celu się oddalamy, a stopa inwestycji jest najniższa od dwóch dekad.
Chociaż III kwartał przyniósł pewne ożywienie, to może się okazać, że barierą nie są pieniądze, bo te płyną z Brukseli szerokim strumieniem, a prywatne firmy siedzą na gotówce, ale deficyt rąk do pracy. Masowa migracja z Ukrainy łagodzi ten problem, ale go nie rozwiązuje, bo gros przyjezdnych jest u nas na podstawie krótkoterminowych pozwoleń. Dlatego trzeba będzie na poważnie pomyśleć o polityce migracyjnej, która pozwoli walczyć z negatywnymi trendami demograficznymi.
Jako minister finansów Morawiecki dowiedział się, jak ważne jest utrzymanie dyscypliny budżetowej. Na razie sytuacja jest komfortowa, po październiku jest nadwyżka w kasie państwa, która zamieni się na koniec roku w deficyt, ale i tak o połowę niższy od zapisanego w ustawie na poziomie 59,3 mld zł. Pomaga rosnąca konsumpcja, widać też efekty uszczelnienia systemu podatkowego. Ale tak dynamiczny wzrost wpływów do państwowej kasy może się nie utrzymać, szczególnie gdy gospodarka będzie rozwijała się mocniej dzięki inwestycjom, a nie portfelom Polaków. W 2018 r. startuje zaś trzyletni maraton wyborczy i presja wydatkowa będzie duża.
Emerytalne zaległości
Nowy premier będzie musiał się zmierzyć też z projektami, które sam – choćby pośrednio – sprokurował, m.in. porządkującymi system emerytalny. To Morawiecki jest pomysłodawcą pracowniczych planów kapitałowych i drugiego etapu zmian w OFE. PPK mają być elementem planu budowy oszczędności krajowych, bez których trudno o długoterminowe finansowanie inwestycji. Powołanie PPK jest najbliżej realizacji, bo prace nad ustawą znalazły się w wykazie prac legislacyjnych rządu. Ten projekt wzbudzał sporo emocji w PiS i w rządzie. Zarzucano mu m.in., że jest prezentem dla rynku kapitałowego, który – tak, jak to miało miejsce przy OFE – zarobi na oszczędzaniu Polaków na emeryturę.
Jeszcze trudniej jest z dokończeniem reformy OFE. Plan zakładał przekształcenie ich w fundusze inwestycyjne, które zyskałyby status indywidualnych kont zabezpieczenia emerytalnego i stały się elementem III filaru systemu. W ten sposób fundusze zostałyby sprywatyzowane. W nowych IKZE miałoby pozostać 75 proc. aktywów, reszta trafiłaby do Funduszu Rezerwy Demograficznej w ZUS. Wiadomo, że projekt budzi opór resortu pracy. Podobnie jak pomysł, by FRD przenieść do Polskiego Funduszu Rozwoju, nad którym pieczę sprawuje resort rozwoju.
Szef rządu będzie też musiał podjąć decyzję w dwóch innych kontrowersyjnych sprawach. Pierwsza to likwidacja limitu 30-krotności dla składek ZUS, którą odłożono o rok. Druga to tzw. 500+ dla emerytów. Wypłata takich dodatków to koszt dla budżetu i może stać w sprzeczności z utrzymaniem dyscypliny budżetowej.
Także sytuacja w ochronie zdrowia w najbliższych dwóch latach będzie spędzała Morawieckiemu sen z powiek. Przed kilkoma tygodniami strajkowali rezydenci, a rząd musiał ekspresowo przyjąć projekt zwiększający finansowanie zdrowia do 6 proc. PKB w 2025 r. Sytuacja nie jest jednak opanowana. Już blisko 3 tys. lekarzy wypowiedziało klauzulę opt-out, czyli możliwość pracy powyżej 48 godzin tygodniowo. Ujawnia to lekarskie wakaty w przychodniach i szpitalach ukrywane do tej pory przez znacznie dłuższą pracę, niż dopuszcza kodeks pracy.
Pierwsza część kadencji PiS oznaczała rekordowy wzrost wydatków społecznych, jednak poziom finansowania ochrony zdrowia zasadniczo się nie zmienił. Jeśli te problemy nie zostaną rozwiązane, to mogą stać się polityczną miną w dwóch wyborczych latach.