Zmiana premiera to dopiero początek zmian w rządzie. W tym przypadku PiS zdecydował się na zupełnie nowatorskie podejście, najpierw wyłoniono szefa, dalsze korekty w składzie gabinetu będą zrealizowane dopiero w styczniu lub lutym. To dziwna koncepcja, bo zgodnie z konstytucją dymisja premiera oznacza równocześnie dymisję wszystkich ministrów. W tym sensie obecni szefowie resortów zostaną zaprzysiężeni ponownie we wtorek, razem z Mateuszem Morawieckim. Niektórzy z nich tylko na kilka tygodni.
– Premier zna ministrów jako kolega z rządu, ale chodzi o to, by mógł spokojnie ocenić, jak pracują, i na tej podstawie podjąć decyzję – tak postępowanie w tej kwestii uzasadnia polityk z PiS.
Wydaje się jednak, że bez pewnych zmian nie obejdzie się już we wtorek. Nowy premier musi szykować swoje zaplecze w kancelarii. Stąd prawdopodobna jest szybka dymisja Elżbiety Witek – szefowej gabinetu Beaty Szydło, która jest też konstytucyjnym ministrem. Możliwe jest również odejście szefowej Kancelarii Premiera Beaty Kempy. Nie wiadomo, jaka będzie decyzja co do dwóch resortów, którymi do tej pory kierował Morawiecki, czyli rozwoju i finansów.
Skalę rekonstrukcji trudno w tej chwili przewidywać. Z jednej strony będzie zależała od opinii nowego premiera, z drugiej od prezesa PiS. Jarosław Kaczyński z kolei będzie musiał ważyć wpływy różnych frakcji i stronnictw nie tylko w PiS, ale w całym obozie Zjednoczonej Prawicy.
Wśród tych frakcji są zwolennicy Zbigniewa Ziobry, Jarosława Gowina, ale nie ma frakcji Mateusza Morawieckiego. Mimo dwóch lat w rządzie i rozmaitych awansów ze strony części posłów, Morawiecki nie budował sobie politycznego zaplecza wśród parlamentarzystów. Paradoksalnie za jego sejmowe zaplecze można uznać – będące oddzielnym bytem – koło Wolni i Solidarni kierowane przez jego ojca Kornela Morawieckiego, a składające się z byłych członków Kukiz’15.
Nie znaczy to, że Morawiecki jest zupełnym singlem politycznym. Wspierający go ludzie i jego współpracownicy w dużej części, tak jak on, przyszli spoza partii rządzącej.
Inspiracje
Najważniejszym politycznym oparciem dla premiera jest jego ojciec Kornel Morawiecki. Swoją opozycyjną działalność zaczął jeszcze w ramach studenckich protestów w 1968 r. W tym samym roku kolportował ulotki przeciwko inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Później działał w drugim obiegu, brał udział w tworzeniu struktur Solidarności w 1980 r. Po wprowadzeniu stanu wojennego założył Solidarność Walczącą. Kontestował Okrągły Stół i założył Partię Wolności, startował bez powodzenia w wyborach prezydenckich. W 2015 r. wszedł do Sejmu z list Kukiz’15, po czym po kilku miesiącach opuścił klub. Kornel Morawiecki wielokrotnie podkreślał, że wspiera syna także politycznie. – To jest dobra, właściwa zmiana, wierzę, że będzie lepsza Polska przez to. Myślę, że jak będzie zmiana premiera Mateusza Morawieckiego na kolejnego, to też będzie dobra zmiana – mówił w piątek w Sejmie dziennikarzom.
Istotną osobą dla Mateusza Morawickiego jest Zbigniew Jagiełło, prezes PKO BP. W jego życiorysie też ważna jest wrocławska karta w Solidarności Walczącej. Obaj panowie są blisko. Morawiecki już jako członek rządu PiS wybronił Jagiełłę przed dymisją. W ten sposób bankowiec jest jedynym szefem spółki z udziałem Skarbu Państwa, który zachował swoją funkcję po rządowej zmianie warty w 2015 r. Pomogły kontakty z Morawieckim, antykomunistyczna przeszłość i konserwatywne poglądy. Przeciwnicy próbowali podkopywać pozycję szefa banku i Mateusza Morawieckiego, wypominając, że byli wśród osób nagranych w czasach PO w restauracji „Sowa i Przyjaciele”. Jednak trudno zarejestrowane wypowiedzi uznać za kompromitujące. Za to w czasie, gdy Morawiecki wzmacniał pozycję w rządzie, Jagiełło był ważnym sojusznikiem, gdyż kierował największą instytucją finansową wśród spółek podlegających premierowi. Teraz nie wiadomo, czy nadal będzie pełnił obecną funkcję, czy Mateusz Morawiecki zechce widzieć go w innej roli.
Bliscy i zaufani współpracownicy
Morawiecki wchodząc do polityki, oparł się głównie na osobach, które znał ze swojego poprzedniego wcielenia, czyli prezesury w BZ WBK. Do MR na stanowisko wiceministra przyszedł z nim były doradca z banku Tadeusz Kościński, a szefem gabinetu politycznego została Agata Górnicka.
Z czasem jednak zaczął ściągać kolejne osoby, głównie z rynku, i dzisiaj to wśród nich należy upatrywać kandydatów na ministrów w resortach gospodarczych. Paweł Borys jest prawą ręką i osobą, której Morawiecki powierzył zadanie koordynacji prac instytucji publicznych realizujących Strategię Odpowiedzialnego Rozwoju. Stoi na czele Polskiego Funduszu Rozwoju, gdzie trafił z fotela dyrektora zarządzającego PKO BP. Na jego barkach spoczywa odpowiedzialność za inwestycyjną część rządowych planów gospodarczych. Jest też jednym ze współautorów przejęcia od Włochów Banku Pekao. Podobnie jak w przypadku Jagiełły, trudno przewidzieć, gdzie będzie chciał go teraz widzieć Mateusz Morawiecki. Czy nadal w finansowym otoczeniu rządu, czy poprosi go o kierowanie resortem finansów.
Wiele wskazuje jednak na to, że nazwiska nowego ministra finansów należy szukać w obecnym kierownictwie resortu z ul. Świętokrzyskiej. Na początek premier miałby łączyć funkcję szefa rządu i MF, bo rekonstrukcja gabinetu może się przeciągnąć do początku przyszłego roku. Nasze źródła wskazują, że kimś na kształt jego namiestnika w resorcie miałby być wiceminister finansów Leszek Skiba. Trafił do MF tuż po wyborach dzięki ówczesnemu ministrowi Pawłowi Szałamasze. Reprezentuje resort finansów na posiedzeniach Stałego Komitetu Rady Ministrów, często bywa w Sejmie.
Nasi informatorzy wskazują, że docelowo na fotelu ministra finansów Morawiecki widzi obecnie Pawła Gruzę, który odpowiada w MF za sprawy podatkowe. W jego nadzorze są departamenty, które zajmują się uszczelnianiem podatków. Morawiecki ściągnął go na stanowisko wiceministra wkrótce po tym, jak zwolnił je Szałamacha, który też kusił Gruzę, ale nie mogli się porozumieć co do metod zasypywania luki podatkowej. Kolejną osobą, która trafiła na ul. Świętokrzyską dzięki nowemu premierowi, to odpowiadająca za budżet Teresa Czerwińska. Zamieniła fotel wiceministra nauki na finansów i dzisiaj jest jednym z najbardziej zaufanych ludzi Morawieckiego w MF.
Grono osób, na które premier może liczyć w obsadzaniu stanowisk, jest również w drugim z nadzorowanych przez niego resortów, czyli rozwoju. Tam pierwsze skrzypce może grać po rekonstrukcji Jerzy Kwieciński. Spekuluje się, że Morawiecki jemu zdecyduje się powierzyć stery w ministerstwie.
– Nie ma drugiego takiego urzędnika jak Kwieciński, który po pierwsze jest biegły w tematyce funduszy unijnych, a po drugie ma dojścia w Brukseli i jest dobrze postrzegany przez europejskie elity – mówi nam osoba z MR. Sam zainteresowany już cieszy się szczególną pozycją – nie dość, że jest wiceministrem, to jednocześnie członkiem Rady Ministrów i pełnomocnikiem rządu ds. funduszy unijnych.
Informatorzy zwracają jednak uwagę, że Morawiecki poważnie rozważa również na stanowisku ministra rozwoju kandydaturę Jadwigi Emilewicz, która jako wiceminister odpowiada w resorcie za kluczowe dla niego sprawy związane z innowacjami. To byłby gest wobec politycznego sojusznika Jarosława Gowina, bo Emilewicz jest wiceprezesem jego partii Porozumienie. Taki ruch wymaga jednak zielonego światła ze strony kierownictwa politycznego PiS, bo jej kandydaturę należy rozpatrywać w kategoriach całej rekonstrukcji i rozdziału ministerstw między koalicjantów w Zjednoczonej Prawicy.
Mateusz Morawiecki zbudował sobie także zaplecze w postaci prężnych gabinetów politycznych w MF i MR. Pracują tam w dużej mierze młodzi ludzie, którzy później trafiają do różnych departamentów merytorycznych. Część z nich zapewne przeniesie się z nim do Kancelarii Premiera.
Blisko premiera pozostanie zapewne także Tomasz Fill, który przez wiele miesięcy koordynował komunikację nie tylko obu resortów, ale także podlegających Morawieckiemu spółek. Obecnie zajmuje stanowisko dyrektora departamentu komunikacji w MR. Wcześniej pracował m.in. w Orlenie, PKO BP, PGNiG czy PZU i niemal zawsze odpowiadał za kwestie związane z PR, komunikacją i marketingiem.
Rywale w rządzie i poza nim
Mateusz Morawiecki o wpływy w państwowych spółkach toczył walkę głównie z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą. Był w niej górą dopóki nie włączyła się w nią po stronie Ziobry premier Beata Szydło.
Pierwszym politycznym sukcesem Morawieckiego było obronienie na fotelu prezesa PKO BP Zbigniewa Jagiełły, który zarządza bankiem od 2009 r. Później po likwidacji resortu skarbu jego spółkowe portfolio powiększyło się o Grupę Azoty, GPW i PZU, które dodatkowo kontrolowało Alior Bank. Jednak ustawa o nadzorze nad mieniem Skarbu Państwa zmieniła reguły gry: oddała klucze do państwowego majątku premier Szydło. Teraz to ona mogła się nimi dzielić. Morawiecki dostał odpowiednie pełnomocnictwa i chciał meblować zarządy po swojemu. Ale problemy rozpoczęły się już na starcie. Po odwołaniu Małgorzaty Zaleskiej z funkcji prezesa GPW kandydat wicepremiera Rafał Antczak nie dostał akceptacji KNF, w której duże wpływy ma prezes NBP Adam Glapiński. Antczak złożył rezygnację, gdy okazało się, że nie spełnia wymogów formalnych, by szefować warszawskiemu parkietowi. Realny wpływ ministra rozwoju i finansów na GPW skurczył się, bo Morawiecki kandydata na prezesa musiał uzgodnić nie tylko z premier, lecz także z prezesem NBP – i tak został nim Marek Dietl. To pokazało, że szef banku centralnego też będzie rywalizował z wicepremierem.
Przymiarka do umieszczenia Antczaka w zarządzie PZU również się nie powiodła. Morawieckiemu nie wyszła bowiem próba wyjęcia PZU spod wpływów Zbigniewa Ziobry. W marcu 2017 r. został odwołany Michał Krupiński, który kierował ubezpieczycielem od kilkunastu miesięcy. Ruch ten zaakceptował prezes PiS, ale odbył się za plecami premier Beaty Szydło. Szefowa rządu skorzystała jednak ze swoich nowych uprawnień i doprowadziła do tego, że w fotelu prezesa usadowił się bliski współpracownik odwołanego prezesa – Paweł Surówka. Krupiński został zaś prezesem zrepolonizowanego Banku Pekao. Ponieważ jego głównym udziałowcem jest PZU, to i tam karty rozdawała Beata Szydło.