Minister ds. sił zbrojnych Francji Florence Parly zapowiedziała reorganizację obsługi technicznej i konserwacji wyposażenia sił powietrznych. Według niej ponad połowa samolotów i helikopterów wojskowych francuskich sił powietrznych nie może latać, bo ich naprawy kosztują zbyt drogo. Problemem nie jest jakość sprzętu, ale warunki utrzymania go w stanie operacyjnym – podkreśla resort.

Reklama

Przetarg na wielozadaniowe śmigłowce dla wojska rozpisano wiosną 2012 r. W kwietniu 2015 r. MON wskazało na śmigłowiec caracal; wartość kontraktu miała wynieść łącznie z podatkami 13,4 mld zł. Protestowały wtedy PiS i związki zawodowe, działające w zakładach w Mielcu i Świdniku, które również startowały w przetargu. We wrześniu 2015 r. rozpoczęły się negocjacje umowy offsetowej. Na początku października 2016 r. Ministerstwo Rozwoju uznało ofertę offsetową za niezadowalającą, a dalsze rozmowy - za bezprzedmiotowe.

W czwartek na konferencji w Sejmie poseł Artur Soboń powiedział, że warto było stawiać na pierwszym miejscu polski interes narodowy. Warto było dbać o to, aby ta umowa była umową korzystną dla strony polskiej, nawet pod presją opozycji, która uważała, że interesy Polski są niepotrzebne, nie warto ich bronić; warto natomiast podpisać umowę skrajnie dla Polski niekorzystną - stwierdził.

Reklama

Z kolei wiceszef sejmowej komisji obrony narodowej poseł Wojciech Skurkiewicz wskazał, że "te negocjacje, które prowadził rząd PO, ostatecznie z przyczyn niepodpisania porozumienia offsetowego nie zostały wcielone, nie zostały wprowadzone w życie".

Jeżeli dziś okazuje się, że coś jest złe, coś jest niedobre, coś co pozostaje w hangarach we francuskiej armii, na pewno nie jest dobre dla polskiej armii - powiedział Skurkiewicz. Przyznał, że "dziś, z perspektywy czasu widać, że dla polskiego wojska, dla polskiej armii była jak najbardziej słuszna decyzja".

Reklama

Soboń uważa, "Polakom należą się polityczne wyjaśnienia ze strony tych, którzy przez lata grali tym tematem, robili to świadomie, świadomie robili polityczną hucpę i dzisiaj za to powinni przeprosić". Wskazał w tym kontekście posłów PO - byłego ministra obrony narodowej Tomasza Siemoniaka oraz Czesława Mroczka i Marcina Kierwińskiego. Oszukiwali Polaków, mówiąc o ogromnych zaletach tej oferty francuskiej, której celem było (...) jedynie to, żeby Polskę pozbawić własnych możliwości produkcyjnych, własnego przemysłu obronnego - powiedział.

Jak wynika z raportu przekazanego francuskiej minister, maszyny, jakimi dysponują francuskie siły zbrojne, „są wydajne”, a „obsługujący je personel jest wyjątkowej jakości”. Mimo to, jak przyznaje resort w dokumentach przekazanych PAP, „mniej niż co druga maszyna jest gotowa do wzniesienia się w powietrze”, a sytuacja pogarsza się z roku na rok. „Przy obecnej organizacji perspektywy poprawy są nikłe” – stwierdza ministerstwo, dodając, że obecne struktury powodują podwyższenie kosztów. Jako przykład podaje śmigłowiec wielozadaniowy caracal, którego godzina lotu kosztowała 19 tys. euro w 2012 roku, a w 2016 roku doszła do 34 tys.

Jak zapewnia francuskie ministerstwo, zaangażowanie Francji w operacjach zagranicznych, np. w Afryce czy na Bliskim Wschodzie, jest o jedną trzecią wyższe niż przewidywano, ale gotowość sprzętu jest tam „doskonała, gdyż przewyższa 80 proc.”.

Airbus Helicopters, który w ramach kontraktu serwisuje sprzęt oraz dostarcza części zamienne dla śmigłowców kupionych przez australijskie lotnictwo twierdzi, że dzięki temu uzyskało ono 60 proc. gotowości bojowej dla śmigłowców wielozadaniowych NH90 i ponad 50 proc. dla śmigłowców szturmowych tigre.

Wiceszef MON: Sprawa caracali potwierdza, że mieliśmy racje

- Sytuacja caracali potwierdza, że mieliśmy rację. Strategią wielu firm jest właśnie dostarczenie sprzętu, a potem odcinanie od tego kuponów, m.in. poprzez serwisowanie - powiedział w rozmowie z wPolityce.pl Kownacki, odnosząc się do decyzji o wycofaniu się Polski z kontraktu na caracale.

Dodał, że strona polska nie zerwała umów ws. caracali. - Po prostu nie udało się znaleźć porozumienia w ramach dyskusji offsetowych, które m.in. miały zapewnić bezpieczeństwo serwisowania maszyn, które zostałyby kupione przez stronę polską. Chodziło o to, byśmy mieli możliwość serwisowania w oparciu o polski przemysł. Skoro rząd francuski ma problem z francuską firmą, która częściowo jest tego rządu własnością, to jak trudna byłaby sytuacja rządu polskiego, gdyby nie było zagwarantowanego tego minimum, o które się staraliśmy? - dodał.

W ocenie Kownackiego "dobrze się stało". - Mieliśmy rację. Pan Bóg czuwał nad nami. Koszty życia sprzętu, każdego produktu są bardzo wysokie. (...) Warto zwrócić uwagę jak wyglądają działania Ministerstwa Obrony Narodowej za czasów ministra Antoniego Macierewicza. Mamy śmigłowce Anakonda, które znów trafiły nad morze. Udało się wyegzekwować od firm, które są zlokalizowane w Polsce, sprawne i na rozsądnych warunkach dostarczenie zmodernizowanych, naprawionych, dostosowanych śmigłowców. To pokazuje, że można - powiedział.

Podkreślił, że z takich sytuacji warto wyciągać wnioski. - Widząc jakie są problemy i jak ważne jest bezpieczeństwo dostaw i serwisowania nie możemy popełniać błędu, które poczynili nasi poprzednicy. Rzeczywistość jest taka, że kupujemy sprzęt zagranicą. Proszę jednak zauważyć, że chodziło wtedy o 50 śmigłowców różnego rodzaju. Wszystkie pochodziłyby od jednego podmiotu i to takiego, który sprawia poważne problemy. Mogę powiedzieć, że gratuluję decyzji naszym poprzednikom - dodał Kownacki.

Obecnie w MON trwa nowe postępowanie, które ma wskazać śmigłowce dla wojsk specjalnych i do zadań morskich.