W TVN24 Michał Dworczyk zaprzeczył, że był to lot w celach partyjnych. - Ta sprawa w grudniu została już wyjaśniona - podkreślił. - Koalicja została podpisana tydzień wcześniej i każdy, kto wejdzie sobie na dowolną stronę informacyjną w internecie, może to zweryfikować. Nie mówi tego żaden PiS, przedstawiciel partii, tylko to są fakty. Przed kamerami tydzień wcześniej podpisaliśmy umowę koalicyjną - tłumaczył minister.
Dworczyk przekazał, że celem listopadowego lotu do Wrocławia było pilne spotkanie z wojewodą dolnośląskim. - W czasie 1,5 roku kiedy sprawuję funkcję szefa kancelarii premiera raz miała taka sytuacja miejsce. Dwa razy korzystałem z samolotu rządowego. Raz musiałem polecieć do Wrocławia, raz musiałem pilnie polecieć do Kowna - też na polecenie premiera. I to wszystko - oświadczył minister.
Kosztowny lot ministra Dworczyka. Poleciał uzgodnić umowę koalicyjną?
Jak podawała w ubiegłym tygodniu wyborcza.pl, partyjne negocjacje PiS i Bezpartyjnych Samorządowców na Dolnym Śląsku kosztowały polskich podatników 33 tys. złotych.
Jako pierwszy o podróży ministra Michała Dworczyka informował w grudniu TVN24. Chodzi o lot z 18 na 19 listopada ub. roku. Według stacji szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów poleciał do stolicy Dolnego Śląska, by namawiać Bezpartyjnych Samorządowców do podpisania umowy koalicyjnej z PiS.
Trzy tygodnie temu do Centrum Informacyjnego Rządu wyborcza.pl wysłała pytania o cel i koszt lotu a także prośbę o wykaz służbowych lotów ministrów. Odpowiedzi nie otrzymała. Do KPRM z interpelacją w tej sprawie wystąpiły również cztery posłanki PO: Joanna Augustynowska, Monika Wielichowska, Kinga Grajewska i Aldona Młyńczak.
Z odpowiedzi, jakiej udzielił im sekretarz stanu w kancelarii premiera Łukasz Schreiber, listopadowy lot Dworczyka kosztował 33 tys. zł. Okazuje się, że samolot nie leciał na trasie Warszawa-Wrocław-Warszawa, ale po drodze miał lądowanie w Krakowie. Tam wraz z premierem Mateuszem Morawieckim, Beatą Szydło i Jarosławem Kaczyńskim, Dworczyk odwiedził grób pary prezydenckiej.
Z dokumentacji lotu wynika, że rządowy embraer wystartował z Warszawy do Krakowa 18 listopada 2018 r. o godz. 19.48. Z kolei o 21.34 z Balic odleciał już w kierunku Wrocławia. Na jego pokładzie znalazł się jedyny pasażer, którym był właśnie minister Dworczyk. Do Warszawy samolot wrócił o godz. 1.24. Zapytany przez TVN24 minister o cel lotu odpowiedział, że było nim służbowe spotkanie z wojewodą dolnośląskim Pawłem Hreniakiem (działaczem wrocławskiego PiS).
Wyborcza.pl ustaliła, że doszło do niego, ale charakter spotkania nie był służbowy. Z wypowiedzi informatora wynika, że w "samym PiS pojawiły się spory, co do zawierania koalicji z Bezpartyjnymi Samorządowcami". Dworczyk poleciał do Wrocławia, aby ugasić pożar. Kolejny lot ministra odbył się z kolei 19 listopada. Tym razem zwykłym rejsowym LOT-em udał się ponownie do stolic Dolnego Śląska. Osobiście nadzorował wybór nowych władz województwa.
Z Dworczykiem dziennikarzom nie udało się skontaktować w tej sprawie. Łukasz Schroeiber, pytany o cel lotu rządowego samolotu, zasłaniał się z kolei niepamięcią. - Nie pamiętam szczegółów tej interpelacji. Jeśli posłanki, które ją składały, mają jakieś wątpliwości, co do moich odpowiedzi, mogą skierować swoje pytania jeszcze raz - powiedział we wtorek.
Dwie posłanki mają zamiar tak zrobić. Monika Wielichowska uważa, że jeśli Dworczyk był we Wrocławiu nie jako przedstawiciel rządu, ale koalicyjny negocjator, to za wynajęcie samolotu powinna zapłacić jego partia. Joanna Augustynowska nie wierzy, że cena lotu podana przez KPRM jest prawdziwa. - Tak naprawdę mamy tu do czynienia z trzema różnymi lotami: z Warszawy do Krakowa, z Krakowa do Wrocławia i z Wrocławia do Warszawy. Ta kwota nie wydaje mi się, więc realna – oznajmiła w rozmowie z dziennikarzami.
Dodała, że najwyraźniej rządowy samolot traktowany jest przez PiS jak taksówka. - Jeśli minister naprawdę musiał szybko dostać się z Krakowa do Wrocławia, mógł skorzystać z tradycyjnych środków transportu – zauważyła.
Jak wynika z obliczeń, koszt przejazdu na trasie Kraków-Wrocław w jednej z krakowskich korporacji taksówkarskich wynosi 750 złotych.