W rozmowie opublikowanej w "Dużym Formacie" Fitas-Dukaczewska wyjaśnia, że prokurator chciał przesłuchać ją z artykuły mówiącego o zdradzie dyplomatycznej. - Formalnie nie wiem, czyjej zdradzie. Cieszę się, że sąd podzielił moje stanowisko i uznał, że prokurator nie przedstawił argumentów, iż zdjęcie ze mnie tajemnicy, która jest wartością chronioną, leży w interesie wymiaru sprawiedliwości – mówi.
Wyjaśnia, że jako tłumacz nie może zeznawać na temat tłumaczonych przez nią rozmów, bo wiąże ją tajemnica a co kilka lat ABW sprawdza, czy daje rękojmię zachowania tej tajemnicy. Odbywa się to, jak wyjaśnia, w formie ankiety bezpieczeństwa osobowego, w której odpowiada na pytania m.in. o stan finansów, kontakty z przedstawicielami obcych państw, czy ma problemy alkoholowe, uzależnienia lub inne problemy, które stanowią przeszkodę w ochronie tajemnicy. - Mam poświadczenie bezpieczeństwa ABW, a także odpowiednie certyfikaty NATO, Unii Europejskiej i Europejskiej Agencji Kosmicznej – wymienia.
Mimo, że 11 marca sąd podjął decyzję, że kobieta nie będzie musiała zeznawać w śledztwie, a ona sama ma nadzieję, że to koniec tej sprawy, prokurator zapowiedział, że rozważy kolejne wezwanie. - To pierwszy taki przypadek w naszym obszarze kulturowo-cywilizacyjnym, kiedy służby państwowe próbują przesłuchać tłumacza rozmów na szczeblu szefów rządów czy głów państw. Zawsze pozostawałam w cieniu, nie chciałam być obiektem publicznego zainteresowania. Jestem pracownikiem technicznym zapewniającym wsparcie językowe – wyjaśnia Fitas-Dukaczewska.
Przyznaje, że prokuratura wyjęła ją z "jej strefy komfortu".
- Musiałam zacząć publicznie bronić fundamentu pracy tłumacza, którym jest pełna dyskrecja – mówi.
W rozmowie stwierdza także, że nie zgadza się z opinią, że tłumacz może pracować z każdym. Dlatego też dzień przed objęciem urzędu przez prezydenta Dudę, oddała swoją przepustkę do Kancelarii Prezydenta, bo jak wyjaśnia "nie chciała mieć nic wspólnego z obecną władzą".
- Nie mogłabym powtarzać z przekonaniem słów, które budzą moją odrazę i głęboki sprzeciw – mówi. Obecnie pracuje dla mediów, biznesu, organizacji międzynarodowych i pozarządowych. - Ale nawet gdybym nie miała żadnego klienta do tłumaczenia, to wolałabym dawać korepetycje z angielskiego, niż pracować na rzecz "dobrej zmiany" – stwierdza.