Kaczyński przypominał w radiowych Sygnałach Dnia, że w przeszłości Cimoszewicz był też m.in. wicepremierem, marszałkiem Sejmu oraz ministrem sprawiedliwości. - Pełnił wiele ważnych funkcji. To pokazuje, w takim iluminacyjnym oświetleniu, III RR, jakość ówczesnych elit, to czym one się kierowały - powiedział prezes PiS.
Według niego, wypowiedź Cimoszewicza, to przykład "ojkofobii". - Mamy tutaj do czynienie z taką niechęcią czy zgoła nienawiścią do własnej ojczyzny, do własnego narodu - ocenił.
Z czego ona wynika? W wypadku pana Cimoszewicza sądzę, że to dosyć ławo wyjaśnić, ale nie będę snuł rozważań na ten temat, bo to zawsze jest sprawa trudna przenosić pewne sprawy z ojca na syna - powiedział Kaczyński. W jego ocenie, "postawienie na system komunistyczny" w okresie PRL "powodowało pewnego rodzaju zmiany w sposobie myślenia".
Prezes Prawa i Sprawiedliwości był też pytany o ustawę o sprawiedliwości dla ofiar, którym nie zadośćuczyniono (tzw. ustawa JUST, lub ustawa 447). - To na pewno nie jest dobre wydarzenie dla Polski, chociaż w sensie prawnym oczywiście żadnych obowiązków dla Polski nie tworzy, w sensie prawnym rzecz jest całkowicie rozwiązana przez porozumienie z 1960 r. Natomiast tworzy to pewien problem polityczny - stwierdził Kaczyński.
Według niego, "jest jedna gwarancja, taka prawdziwa gwarancja", że Polska nie będzie "płacić za niemieckie zbrodnie". - Bo to w gruncie rzeczy do tego się sprowadza, plus później za działania komunistów, które zresztą były efektem tych zbrodni, tego najazdu na Polskę. Tą gwarancją jest władza PiS, innej gwarancji tak naprawdę nie ma - oświadczył Kaczyński.
Jeżeli my będziemy rządzić, to nie będziemy płacić, bo to byłoby niczym nieuzasadnione obciążenie, to byłaby też zbrodnia moralna, bo my byśmy się w ten sposób jakby przyznawali do odpowiedzialności za zbrodnie niemieckie i bolszewickie, komunistyczne, rosyjskie a nie ponosimy za to żadnej odpowiedzialności - mówił prezes PiS.
W grudniu 2017 r. ustawę o sprawiedliwości dla ofiar, którym nie zadośćuczyniono (Justice for Uncompensated Survivors Today - JUST), zarejestrowaną w dzienniku ustaw jako S.447 (ustawa Senatu nr 447) jednomyślnie przyjęła izba wyższa amerykańskiego Kongresu, a pod koniec kwietnia 2018 r. przez aklamację przyjęła ją Izba Reprezentantów. Prezydent USA Donald Trump podpisał ustawę w maju 2018 r.
Po podpisaniu ustawy przez Trumpa sekretarz stanu USA został zobowiązany do przedstawienia - w dorocznym raporcie o przestrzeganiu praw człowieka w poszczególnych państwach albo w dorocznym raporcie o wolności religijnej na świecie - sprawozdania z realizacji ustaleń zawartych w Deklaracji Terezińskiej. Deklaracja ta - przyjęta w 2009 r. przez 46 państw świata na zakończenie Praskiej Konferencji ds. Mienia Ery Holokaustu - jest niezobowiązującą listą podstawowych zasad, mających przyspieszyć, ułatwić i uczynić przejrzystymi procedury restytucji dzieł sztuki oraz prywatnego i komunalnego mienia przejętego siłą, skradzionego lub oddanego pod presją w czasie Holokaustu.
Ustawa JUST nie przewiduje żadnych sankcji dla państw sygnatariuszy Deklaracji Terezińskiej, które nie spełniły swych obietnic, dotyczących zwrotu mienia ofiar Holokaustu ich prawowitym właścicielom bądź spadkobiercom. Ma głównie symboliczny, deklaratywny charakter.
Zastrzegł przy tym, że "innym problemem jest tak zwana kwestia mienia bezspadkowego, tam gdzie nie ma ludzi, którzy mogą udowodnić swój tytuł do spadkobrania". "Otóż takie mienie na podstawie komunistycznego dekretu o nacjonalizacji mienia niemieckiego, stało się własnością państwa polskiego i pozostanie własnością państwa polskiego" - podkreślił. "Czynienie rejwachu wokół rzekomych roszczeń światowych organizacji żydowskich jest kompletnym nieporozumieniem, jest oszukiwaniem ludzi. Nikt nie ma możliwości ściągania tego mienia, włącznie z najpoważniejszymi światowymi organizacjami żydowskimi" - przekonywał Cimoszewicz.
Jego słowa były komentarzem do stanowiska m.in. premiera Mateusza Morawieckiego, który zapowiedział, że rząd przyjmie prawo, które zabezpieczy Polskę przed wszelkimi roszczeniami związanymi z II wojną światową.
"Odejście Koalicji Europejskiej od programów społecznych PiS - bardzo prawdopodobne"
Prezes PiS podkreślił, że niedzielne wybory do Parlamentu Europejskiego należy traktować jak początek cyklu trzech wyborów, które zdecydują, czy "dobra zmiana" będzie kontynuowana, czy "wróci to, co było wcześniej".
Kaczyński był pytany, czy ugrupowania tworzące obecnie Koalicję Europejską - w razie zwycięstwa w krajowych wyborach - zrezygnują z programów społecznych, wprowadzonych przez rząd PiS.
Uważam to za w najwyższym stopniu prawdopodobne. Po pierwsze - to jest kwestia poglądów ich i ich bliskiego zaplecza, ich uwikłań różnego rodzaju, a po drugie - to jest kwestia ich umiejętności. Żeby prowadzić taką politykę, jaką my prowadzimy, trzeba umieć zapanować nad finansami publicznymi, trzeba umieć prowadzić politykę gospodarczą, która sprzyja szybkiemu rozwojowi gospodarczemu - obecnie to jest 3-4 miejsce na świecie, jeśli chodzi o tempo wzrostu - a oni z całą pewnością tego nie potrafią - ocenił prezes PiS.
Nawet więc gdyby ze względów taktycznych uznali: +zostawmy to+, to jednak nie będą w stanie na dłuższą metę tego zrobić i polskie rodziny poniosą ciężkie straty - przekonywał Kaczyński.
Kaczyński: Nie ma najmniejszych powodów, abyśmy wprowadzali euro
Kaczyński odniósł się do tezy stawianej przez niektóre ugrupowania opozycyjne, że receptą na szybki rozwój polskiej gospodarki jest przyjęcie wspólnej waluty.
Lider PiS zwrócił uwagę, że liczby nie kłamią - polska gospodarka rozwija się obecnie w tempie ok. 5 proc., Niemcy - 0,7 proc., a strefa euro 1,1 proc. "To jest strefa zastoju" - podkreślił.
Kraje słabsze gospodarczo, te z południa (Europy) straszliwie zapłaciły za wejście do strefy euro. Jest cała biblioteka książek, które mówią jak powinna wyglądać strefa obejmująca zasięg jednej waluty i UE tych warunków wyraźnie nie spełnia - dodał. Wśród przykładów wymienił Grecję i inne kraje południowe, które - jak ocenił - są "weryfikacją tej tezy".
Nie ma najmniejszych powodów, abyśmy wprowadzali euro. To jest po prostu poszukiwanie przez zewnętrznych - nazwijmy to tak, protektorów naszych opozycjonistów totalnych - kolejnego zasobu. Polska gospodarka, po wprowadzeniu euro, byłaby łatwiejsza do wykorzystania, jako zasób dla tych silniejszych od nas, i taki jest sens tego wszystkiego - powiedział Kaczyński.
Osobiście jestem przekonany, choć nie jestem w stanie tego udowodnić, że ci, którzy tak mówią, głoszą to wejście do euro, po prostu to wiedzą. Tylko, że oni kierują się zupełnie innymi interesami, niż tymi którymi powinni się kierować - ocenił szef PiS.