Czy z tego wynika jednak, że katolik ma głosować na określoną partię, a w działalności publicznej kierować się dosłownie rozumianymi nakazami Biblii? Tak zdają się sądzić fundamentaliści religijni, których w Polsce reprezentuje ojciec Rydzyk, Radio Maryja i telewizja "Trwam". Ale Chrystus pokazuje wierzącym inną drogę, mówiąc: "Królestwo moje nie jest z tego świata".

Reklama

To oznacza, że na ziemi nie da się zrealizować idealnego społeczeństwa - wiara nie jest ideologią i jej nakazy nie przekładają się na konkretny program polityczny. I dlatego można być chrześcijaninem i konserwatystą, chrześcijaninem i liberałem, chrześcijaninem i socjalistą. Nie można jednak popierać rozwiązań skrajnych uderzających w godność człowieka, takich jak komunizm czy faszyzm. Dlatego polscy katolicy mogą z czystym sumieniem głosować na PiS, PO, PSL czy LPR, ale jednak ręka powinna im zadrżeć, jeżeli poczują pokusę postawienia krzyżyka przy kandydatach partii postkomunistycznej: SLD czy Samoobrony. W żadnym razie nie mogą też popierać antysemitów czy zwolenników aborcji.

Czym ma kierować się katolik, chcąc wyrobić sobie zdanie w sprawach politycznych? Wbrew dość powszechnej w Polsce praktyce bynajmniej nie głosem proboszcza. W ogóle lepiej go o to nie pytać, bo niby dlaczego miałby się on lepiej znać na podatkach, polityce zagranicznej czy na budowie autostrad. Na co dzień zajmuje się on przecież innymi - dodam ważniejszymi - sprawami. Drogowskazem dla wierzącego ma być jego własne sumienie, a w drugiej kolejności katolicka nauka społeczna. Nie jest jednak ona zbiorem recept, tylko zestawem wskazówek, który każdy z nas musi stosować na własną odpowiedzialność.

Kościół instytucjonalny, czyli biskupi i księża, są także obywatelami. Zrozumiałe jest, że mają swoje sympatie i antypatie polityczne, ale Kościół powinien pamiętać także o innych słowach Chrystusa: "Oddajcie Bogu co boskie, a cesarzowi co cesarskie".

Reklama

Polityka rządzi się inną logiką niż sfera wiary. Zadaniem Kościoła jest kształtowanie sumień i przypominanie o nadrzędnych zasadach moralnych, ale nie popieranie konkretnych partii, polityków czy ustaw. Jeżeli Kościół ingeruje w bieżącą politykę, to staje się stroną w sporach, czymś na kształt politycznego lobby. W ten sposób pozbawia się pozycji bezstronnego autorytetu, traci na wiarygodności, odpycha od siebie tych, którzy popieraj inne rozwiązania polityczne, chociaż są dobrymi chrześcijanami.

Po roku 1989 Kościołowi w Polsce zdarzało się o tych prostych prawdach zapominać. Zwłaszcza na początku lat 90. hierarchia kościelna udzielała poparcia zapomnianym już dzisiaj ugrupowaniom prawicowym. Skończyło się to dopiero po zdecydowanych reprymendach ze strony Jana Pawła II, ale przedtem przyniosło znaczący spadek autorytetu Kościoła. Musiało minąć ładne parę lat, zanim jego wiarygodność wróciła do poprzedniego wysokiego poziomu.

Od tamtego czasu większość biskupów i księży zachowuje rozumny dystans od polityki. Jedynym znaczącym wyjątkiem jest Radio Maryja. Polityka jest równie wielką pasją ojca Rydzyka, jak pieniądze. Dlatego od parunastu lat albo popiera jakąś partię, albo zabiera się do "zatapiania" innej. Jednych polityków wynosi pod niebiosa, innych "składa na katafalku". Jedno pozostaje niezmienne: ojciec Rydzyk popiera rozwiązania radykalne, ksenofobiczne, antykapitalistyczne, antyeuropejskie, za to prorosyjskie.

Reklama

Jest to jaskrawo sprzeczne z misją Kościoła i jego nauczaniem, mimo to hierarchia kościelna traktuje tę działalność pobłażliwie, a część biskupów wręcz ją popiera. Wśród tych ostatnich zwraca uwagę nadreprezentacja osób, o których mówi się, że mają kłopoty lustracyjne. Może to tłumaczy gorączkową obronę abp. Wielgusa przez Radio Maryja.

W ciągu ostatniej dekady część wybitnych biskupów na czele z prymasem Glempem kierowała pod adresem toruńskiej rozgłośni surową krytykę i poważne napomnienia. Zawsze jednak pozostały one bez echa. Radio Maryja konsekwentnie upolitycznia wizerunek Kościoła, a zamiast głosić dobrą nowinę zatruwa duszę swych słuchaczy agresją, lękiem i podejrzliwością.

Straty, jakie działalność ojca Rydzyka wyrządza Kościołowi są zwielokrotniane przez polityków. Od lat cynicznie wykorzystują oni poparcie toruńskiego redemptorysty, licząc, że jego sutanna osłoni ich niekompetencje i brak programu. Pokusie instrumentalnego traktowania Kościoła ulegają zresztą także politycy mniej chętnie nastawieni do Radia Maryja. Powołują się na poparcie ze strony "swoich" biskupów czy proboszczów.

Na szczęście zwykli Polacy, przywiązani do Kościoła, ale dalecy od fanatyzmu dość dobrze uodpornili się na cynizm i obłudę polityków. Niechętnym okiem patrzą też na polityczne zapędy części duchownych. Wszystkie badania socjologiczne dowodzą, że dzięki tej naszej zbiorowej mądrości wiara pozostaje sojusznikiem wolności, demokracji i wolnego rynku.

Odróżnia nas to korzystnie od krajów zlaicyzowanej Zachodniej Europy, a z drugiej strony chroni przed inwazją rodzimych ajatollahów. Kościół w Polsce przetrwał 1000 lat, przetrwa najbliższe wybory, przetrwa Radio Maryja i przetrwa polityków pielgrzymujących do toruńskiej rozgłośni.