Politycy obozu rządzącego przyznają, że dymisja szefa NIK "wymknęła im się z rąk". Marian Banaś nieformalnym kanałem przekazał ją marszałek Sejmu Elżbiecie Witek, a ta odesłała oryginał pisma plus projekt nowej rezygnacji do nadawcy. DGP jest w posiadaniu kopii tych dokumentów. Na razie sprawa dymisji jest zawieszona, a prezes NIK normalnie przychodzi do pracy.
PiS nie odpuszcza prezesowi NIK
Politycy partii potwierdzają, że dymisja Mariana Banasia wymknęła im się z rąk. Nacisk na jego rezygnację nie słabnie. Ofiarą walki padł już jego syn, a prokuratura ruszyła ze śledztwem.
We wtorek opisaliśmy w DGP kulisy złożonej przez szefa Najwyższej Izby Kontroli rezygnacji. PiS zabiega o nią od dłuższego czasu. Powodem mają być stwierdzone przez CBA nieprawidłowości w oświadczeniach majątkowych, które Marian Banaś składał jako wiceminister finansów i szef Krajowej Administracji Skarbowej. Nacisk był skuteczny, chociaż jak pokazały późniejsze wydarzenia, PiS spodziewanego efektu ostatecznie nie osiągnął.
"Wobec utraty mandatu, jaki został mi udzielony, a także kierując się Dobrem Polski, Najwyższej Izby Kontroli oraz mojej rodziny składam w dniu dzisiejszym rezygnację ze stanowiska Prezesa Najwyższej Izby Kontroli" – tak brzmi oryginalne pismo, jakie przygotował Marian Banaś i dostarczył marszałek Sejmu Elżbiecie Witek w ostatni piątek, czyli 29 listopada. Potwierdziliśmy autentyczność dokumentu, który został napisany i odręcznie podpisany przez prezesa NIK.
Centrum Informacyjne Sejmu twierdzi, że takie pismo do marszałek nie wpłynęło. Nasi informatorzy podtrzymują jednak, że zostało ono przekazane drogą nieformalną, a pośrednikiem był zaufany kierowca Banasia z NIK.
– Gdyby przeszło przez kancelarię, odbiór został pokwitowany, a dokument zarejestrowany, wówczas rezygnacja stałaby się faktem – twierdzi nasze źródło z PiS.
Nasi rozmówcy wskazują, że rezygnacja została Banasiowi odesłana razem z projektem inaczej, bardziej formalnie, zredagowanego pisma. Prezes Izby miał się przy dymisji powołać na art. 17 ustawy o NIK, a następnie wskazać na mocy art. 21 ust. 3 osobę, która będzie go zastępowała. Miał to być powołany dwa dni wcześniej wiceprezes NIK Tadeusz Dziuba.
– Wtedy jednak Banaś uznał, że to kolejna próba nacisku na niego, aby zrobił ukłon wobec PiS. Miał w ręku oryginał swojej pierwotnej rezygnacji, jednak mógł się spodziewać, że nawet jak ustąpi, to nadal będzie atakowany, a politycy na przykładzie jego ewentualnych zarzutów prokuratorskich będą pokazywali, że w PiS są wyższe standardy niż były w PO – mówi nam osoba z otoczenia prezesa NIK.
W piątek, kiedy w Sejmie panowało zamieszanie związane z dymisją, Dziuba odwiedził marszałek Witek. Ta stwierdziła wczoraj, że dymisja nie wpłynęła, a spotkanie z wiceprezesem NIK nie miało związku z Marianem Banasiem. Politycy PiS, z którymi rozmawialiśmy, potwierdzają, że formalnie marszałek ma rację, ale przyznają też, że opisana przez nas historia z tym, że prezes dostarczył jej nieformalną drogą dymisję, jest faktem.
– Szkoda, że marszałek nie pokazała pisma dziennikarzom od razu. Mogła powiedzieć, że dymisja została przyjęta, ale prezes NIK musi jednak ją uzupełnić o wskazanie osoby pełniącej jego obowiązki – mówi nam ważny polityk PiS.
NIK nie zdementował naszych ustaleń, chociaż wcześniej na wszystkie podawane w mediach sugestie o dymisji prezes reagował szybko, wskazując, że są nieprawdziwe. Tak było w październiku, kiedy pojawiły się pierwsze plotki o rezygnacji, oraz w ostatni piątek, gdy "Gazeta Wyborcza" podała, że Banaś zamierza taki ruch jednak wykonać.
Nasi rozmówcy liczą się z tym, że obecnie skłonienie prezesa NIK będzie bardzo trudne.
Tym bardziej że złożone zostało już w jego sprawie zawiadomienie do prokuratury, więc trudno będzie o deeskalację sporu na linii PiS – Banaś. Zaledwie po dwóch dniach od złożenia zawiadomienia przez CBA Prokuratura Regionalna w Białymstoku podjęła decyzję o wszczęciu śledztwa. Informację taką podało radio RMF, wskazując, że postępowanie jest także efektem zawiadomienia, jakie złożyli generalny inspektor informacji finansowej z resortu finansów i posłowie PO. Banaś nie przyznaje się i liczy, że prokuratura i ewentualnie niezawisły sąd wyjaśnią wszystkie wątpliwości. Tych zaś nie brakuje wokół oświadczeń majątkowych, nieruchomości czy przelewów na kontach, które wzięło pod lupę CBA.
W tle sprawy Banasia jest także utrata pracy w Banku Pekao przez jego syna Jakuba, który od kwietnia był tam dyrektorem i pełnomocnikiem zarządu. O tym, że Banaś junior odszedł z banku, informowaliśmy w poniedziałek po południu jako pierwsi. Wydarzenie to zostało – według naszych rozmówców z PiS – odebrane jako zemsta na prezesie NIK i kolejny element wywierania na niego presji. Bank odmówił nam komentarza do faktu odejścia z pracy Jakuba Banasia, zasłaniając się przepisami o RODO oraz tajemnicą przedsiębiorstwa.
– Sytuacja jest dynamiczna, nie można wykluczyć, że dojdzie do jakiejś formy porozumienia pomiędzy PiS i prezesem NIK, jednak po ostatnich wydarzeniach z CBA i synem ciężko liczyć, że Banaś odpuści i odejdzie ze stanowiska. Na razie temat rezygnacji jest zamknięty – mówi nasz informator z PiS.
PiS liczył się z takim scenariuszem, dlatego w partii myśli się o zmianie konstytucji, która pozwoli łatwiej usuwać prezesa NIK. Duża część opozycji mówi jednak "nie" takiemu scenariuszowi. Dlaczego? Jak mówią jej politycy, nie chcą pomagać rządzącym rozwiązywać problemu z ciążącym wizerunkowo szefem izby, wobec którego służby formułują ciężkie podejrzenia o podawanie nieprawdy w oświadczeniach majątkowych czy ukrywanie źródeł dochodu. Chociaż pojawiają się też głosy, że opozycja może pójść na układ z PiS i rozmawiać o zmianie ustawy zasadniczej, o ile to ona wskaże następcę Banasia w fotelu prezesa izby. To jednak wydaje się być trudne do akceptacji w samym PiS.
Coraz mniej prawdopodobna staje się także opcja zmiany ustawy o NIK z otwarciem furtki do odwołania prezesa, ale bez zmiany ustawy zasadniczej. Dlatego PiS bierze także pod uwagę wariant, w którym prezes NIK nie ustąpi i dalej będzie szefował izbie.