W sobotę w całej Polsce odbywały się wybory przewodniczącego PO. Głosowanie miało charakter powszechny - prawo udziału w nim ma ok. 9,4 tys. działaczy PO. Kandydatów na nowego szefa było czterech: szef klubu KO Borys Budka, wiceszef PO Tomasz Siemoniak, poseł Bartłomiej Sienkiewicz i senator Bogdan Zdrojewski. Głosowanie (w godz. 10-18) odbywa się za pośrednictwem kart wyborczych w 190 partyjnych komisjach wyborczych.

Reklama

Onet napisał w sobotę, że była posłanka, europosłanka oraz b. minister w kancelarii premiera Donalda Tuska Julia Pitera przyszła w sobotę do lokalu wyborczego, by oddać głos, jednak okazało się, że nie ma jej na liście wyborców, ponieważ 27 listopada ubiegłego roku została zawieszona za szkodzenie PO.

Onet dołączył też skan pisma rzecznika dyscyplinarnego PO Łukasza Abgarowicza informującego o zawieszeniu byłej posłanki PO. "Niniejszym na podstawie § 76 ust. 1 Statutu Platformy Obywatelskiej RP postanawiam o natychmiastowym tymczasowym w prawach członka Pani Julii Pitery" - głosi dokument.

Reklama

Abgarowicz potwierdził w sobotniej rozmowie z PAP, że postanowił o zawieszeniu Pitery w prawach członka Platformy Obywatelskiej m.in. za jej krytyczne wypowiedzi w mediach pod adresem kandydatki PO na prezydenta Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. "Było szereg wypowiedzi, w których pani Julia Pitera atakowała w sposób bezpardonowy naszą kandydatkę na prezydenta, ale ponieważ po zawieszeniu więcej takich wypowiedzi nie było, zawnioskowałem o to, żeby nic więcej w tej sprawie nie robić i zawieszenie wygasło" - powiedział rzecznik dyscyplinarny PO. Zapewnił, że Pitera otrzymała drogą mailową informację o zawieszeniu.

Przyznał, że być może nazwiska Pitery brakowało w sobotę w Centralnym Rejestrze Członków. - W CRC było bardzo dużo korekt i rzeczywiście pani Pitery mogło tam nie być, ale to zostało wyjaśnione i mogła dzisiaj głosować - zaznaczył Abgarowicz.

Reklama

Inaczej sprawę widzi Julia Pitera. - Przyszłam do lokalu wyborczego i nie było mnie na liście, a powodem tego było to, że jestem zawieszona. Dostałam od członków komisji pismo z 27 listopada o tym, że zostałam zawieszona w prawach członka PO - relacjonowała była posłanka i minister w KPRM w rozmowie z PAP. Jak dodała, w rozmowie z jedną z pracownic biura krajowego zagroziła, że zaskarży wybory do sądu partyjnego. Wtedy - według niej - do członków stołecznej komisji wyborczej dotarła informacja o tym, że Pitera ma jednak prawo udziału w wyborach.

W jej odczuciu winę za sobotnią sytuację ponosi Łukasz Abgarowicz, który jest jednocześnie komisarzem wyborczym, odpowiedzialnym za organizację wyborów przewodniczącego. "Pan Abgarowicz kieruje się prywatnymi emocjami, to jest jego prywatna wendetta" - uważa Pitera.

Była posłanka zapowiedziała, że będzie żądać od członków zarządu PO wyjaśnień, czy w ogóle wiedzieli, że została zawieszona w prawach członka partii. Według niej postanowieniem zarządu powinny były zająć się władze Platformy. - Zgodnie ze statutem sprawa zawieszenia musi stanąć na zarządzie, w przeciwnym razie rzecznik dyscyplinarny mógłby sobie zawieszać kogo chce i kiedy chce, musi być nad nim nadzór zarządu - przekonywała Pitera.

Innego zdania jest Abgarowicz. - To jest tak - jeśli ja, jako rzecznik, zawieszam kogoś, to zawieszam zawsze do najbliższego Zarządu Krajowego. Zarząd podejmuje decyzję - albo dalej kontynuuje zawieszenie, podejmuje inne działania, albo odstępuje od czegokolwiek i zawieszenie ekspiruje - tłumaczył rzecznik dyscyplinarny.

Konflikt obojga polityków trwa od kilkunastu lat. W kwietniu 2006 roku Pitera rozważała nawet wystąpienie z Platformy po tym, jak Abgarowicz został wybrany szefem mazowieckich struktur partii.

Obecny rzecznik dyscyplinarny PO uchodził wówczas za jednego z najbliższych współpracowników Pawła Piskorskiego z czasów gdy był on prezydentem Warszawy. "Gazeta Stołeczna" pisała, że Abgarowicz "był jednym z rozgrywających w tzw. układzie warszawskim, czyli koalicji SLD-PO rządzącej Warszawą do 2002 roku". Gdy Piskorski wiosną 2006 został wykluczony z PO, Abgarowicz w ramach protestu zrzekł się funkcji szefa mazowieckiej PO, zaledwie kilka dni po wyborze.

Julia Pitera należała w tamtym okresie do najzagorzalszych krytyków Pawła Piskorskiego i jego współpracowników. Nieco wcześniej, w 2000 roku, jeszcze jako radna AWS zagłosowała przeciw wyborowi Piskorskiego na prezydenta Warszawy, mimo koalicyjnych uzgodnień AWS z Unią Wolności, którą reprezentował wtedy Piskorski. Uruchomiło to ciąg politycznych wydarzeń, które doprowadziły do rozpadu koalicji rządowej AWS-UW.