We wtorek wczesnym popołudniem rozpocznie się posiedzenie Sejmu, podczas którego izba zajmie się poprawkami Senatu do ustaw składających się na tzw. tarczę antykryzysową. Jedna z nich dotyczy tego, by raz w tygodniu obowiązkowo testami diagnostycznymi na wykrycie SARS-CoV-2 objąć personel podmiotów leczniczych, stacji sanitarno-epidemiologicznych, aptek, ratowników medycznych, jak również pracowników placówek handlowych. Senat przyjął też m.in. poprawki wykreślające ze specustawy zmiany w Kodeksie wyborczym oraz zmiany w przepisach dotyczących Rady Dialogu Społecznego.
O kwestię organizacji posiedzenia Sejmu pytany był we wtorek rano w programie "Tłit" w Wirtualnej Polsce Cezary Tomczyk. W ocenie posła KO "obrady mają być przeprowadzone w sposób absolutnie skandaliczny". - Z tego, co wiemy, ma mieć możliwość zabrania głosu tylko trzech posłów z danego klubu, a właściwie nie mieć możliwość zadania pytania, tylko być na sali. To już nawet nie jest Sejm niemy. To jest likwidacja polskiego parlamentaryzmu. Zresztą widzieliśmy, jak może wyglądać Senat, że ta dyskusja może się odbywać, że senatorowie mogą być w trzech salach. Przecież to, że w Polsce jest epidemia, wcale nie znaczy, że posłowie przy użyciu swoich tabletów nie mogą zabierać głosu - powiedział.
Pytany, dlaczego przedstawiciele PSL, Lewicy i Konfederacji tak często zgadzają się z PiS co do zasad organizacji prac Sejmu Tomczyk przyznał, że "nie do końca to rozumie". - Nie rozumiałem tej zgody niektórych partii politycznych na to, żeby w ogóle taki regulamin mógł obowiązywać. Przecież każdy wie, że jeżeli PiS oszukało swoich partnerów z Sejmu i ludzi 400 razy, to dlaczego oczekiwać, że 401. raz będzie inny? - zapytał retorycznie.
Dodał, że ze strony polityków PSL i Lewicy wynikało to "raczej z rzeczywistej troski o zdrowie parlamentarzystów". "Ale my musimy pamiętać, że też mamy do odegrania kapitalną rolę. My dzisiaj przyjmujemy przepisy, które mogą uratować tysiące, jak nie setki tysięcy miejsc pracy już za chwilę" - zaznaczył poseł KO.
Tomczyk zwrócił uwagę, że zawsze, kiedy Polska była wolna, "w parlamencie było hucznie, głośno, tak, że każdy mógł zabrać głos". "Tylko w momentach, kiedy Polska była albo ograniczona zaborami albo ograniczona jakimś kagańcem politycznym, tylko wtedy polski parlament był wygaszony. Tak było w PRL" - przypomniał.