Większość podróżnych odczuwa na takich wysokościach soroche, nieprzyjemną mieszankę mdłości, bólu brzucha i niedowładu nóg spowodowanego zmianą ciśnienia w krótkim czasie. Aby złagodzić dolegliwości, peruwiańskie gospody na trasie oferują wywary z koki. Ale premier nie uległ pokusie.

Reklama

"Chcielibyście, żebym ja też tak zrobił" - żartował szef rządu. "Ale nie potrzebowałem. Jeśli ktoś ma dużą pojemność płuc i wydolność serca dzięki uprawianiu sportu, to nie robi to na nim szczególnego wrażenia. Jeśli mi się w głowie kręciło, to raczej od piękna tych miejsc" - zwierzał się Tusk.

Żona premiera ma inne wytłumaczenie dla wyczynu męża: jego dobry charakter. "Inkowie uważali, że to, jak się znosi wysokość ponad czterech tysięcy metrów jest sposobem na wykrycie złego człowieka. Doszli do takiego wniosku, bo z hiszpańskimi konkwistadorami, którzy pokonywali taki poziom, działo się coś złego i dla Inków była to kara za ich złe czyny" - tłumaczyła korespondentowi DZIENNIKOWI Małgorzata Tusk. "Ale i na to Inkowie mieli radę" - pocieszała. "Trzeba wyrzucić z siebie całe zło i zmienić swój stosunek do kraju Inków, a wróci się do łask głównego ich boga - Słońca".

Premier z takich łask z pewnością już korzysta. Po orderze Słońca Peru (El Sol del Peru) od prezydenta kraju Alana Garcii otrzymał drugie: Syna Słońca (El hijo del Sol) od władz Machu Picchu, najświętszego miejsca peruwiańskich Indian.

Reklama

W sobotę na końcu kolejowej trasy potomkowie prekolumbijskich Inków zgotowali szefowi rządu niezwykłe przyjęcie. W szkole, której patronem jest Ernest Malinowski, dzieci o czarnych włosach i ciemnej karnacji machały flagami Polski i Peru, a ich rodzice pokazali tradycyjne indiańskie tańce. "To dla nas, Polaków, i dla was, Peruwiańczyków, bardzo ważne, że pamiętamy o naszych wspólnych bohaterach" - cieszył się premier Tusk.

Ale matki dzieci nie bardzo wiedziały, kim był Ernest Malinowski. "To taki miły dziadulek, ale nie wiem, co zrobił" - mówiła jedna z nich. "Gdzie znajduje się Polska? Gdzieś koło Ekwadoru" - dodała inna.

Zbudowana w latach 70. XIX w. linia kolejowa była niezwykłym wyczynem inżynieryjnym. Do powstania przed trzema laty połączenia kolejowego z chińskim Tybetem nie było wyżej położonych torów. Trasa tak przypadła premierowi do gustu, że niespodziewanie wydłużył przejazd pociągiem. Samochody peruwiańskiej służby bezpieczeństwa, która miała go strzec przed terrorystami ze Świetlistego Szlaku, goniły niczym w westernie pociąg z zagranicznymi gośćmi.

W niedzielę premier był w Chile, gdzie odwiedził jedną z najsłynniejszych winnic kraju Concha y Torro. Właściciel plantacji osobiście miał doradzać szefowi rządu, które odmiany są najbardziej smakowite.