W czwartek Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepis zezwalający - na mocy tzw. ustawy antyaborcyjnej z 1993 r. - na dopuszczalność aborcji w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodny z konstytucją. Po tym orzeczeniu w całej Polsce rozpoczęły się protesty przeciw zaostrzeniu prawa aborcyjnego - manifestacje, blokowanie ulic, protesty przed i w kościołach, a także akcje w mediach społecznościowych.
Te protesty to jest erupcja tego, co zostało "wysmażone" przez rządzących, bo w szczycie pandemii, gdy wszyscy powinniśmy się skupić na walce z tą straszną chorobą, gdy widać kolejne symptomy nieudolności rządzących i sytuacja robi się dramatyczna, wyprowadzanie ludzi na ulice poprzez taki, a nie inny wyrok TK - jeśli to było działanie zaplanowane - to było barbarzyństwo i narażanie setek ludzi na niepotrzebne ryzyko zachorowania - powiedział Grodzki w Polsat News.
Pytany, do kogo kieruje te słowa, odparł, że do autorów wniosku do Trybunału oraz do samego TK, że "wybrał akurat ten moment, zapewne pod wpływem inspiracji politycznej" (wniosek do TK skierowała rok temu grupa 119 posłów PiS, PSL-Kukiz15 oraz Konfederacji - PAP) .
Przypomniał, że parlamentarzyści KO podali orzeczenie TK w wątpliwość w swoim poniedziałkowym oświadczeniu, wskazując przesłanki, "by nie traktować tego jako wyroku". Powołał się w tym kontekście na łacińską maksymę: "sententia non existens", "czyli wyroku nie ma, bo nie został wydany przez prawidłowo posadowionych sędziów ani prawidłowo przeprowadzoną procedurę" - stwierdził. Według niego, "ten Trybunał, w tym składzie, z sędziami dublerami" nie ma prawa wydawać wyroków, bo - jak mówił - "nie został prawidłowo wybrany, nie został prawidłowo obsadzony".
Część polityków i prawników kwestionuje legalność wydanego orzeczenia, wskazując m.in., że w kierowanym przez prezes Julię Przyłębską TK zasiadają osoby do tego nieuprawnione; chodzi o trzech sędziów: wiceprezesa TK Mariusza Muszyńskiego, Justyna Piskorskiego i Jarosława Wyrembaka, wybranych jesienią 2015 r. na stanowiska obsadzone już przez Sejm wcześniejszej kadencji głosami m.in. ówczesnej koalicji PO-PSL.
Zdaniem Grodzkiego "gniew ludzi, nie tylko kobiet, rozlewa się i nie dotyczy już tylko ustawy antyaborcyjnej, ale ludzie zaczną, mieć powoli wszystkiego dość". Pytany o pojawiające się doniesienia medialne, jakoby poseł PiS Bartłomiej Wróblewski - jeden z autorów wniosku do TK - miał zostać kandydatem PiS na nowego Rzecznika Praw Obywatelskich, powiedział, że to "dolewanie oliwy do ognia".
Pytany, co będzie dalej w związku z wyrokiem Trybunału, odparł: "Wydaje się, że rząd jeszcze jest rządem, ale stracił rząd dusz. To nie jest tylko etap ustawy antyaborcyjnej, to etap walki z pandemią, to pogłębiająca się zapaść gospodarcza, to problemy mniejszych czy większych przedsiębiorców. Wygląda na to, że rząd Prawa i Sprawiedliwości zmierza do swojego finału i nie wiem, czy nie skończy się to przedwczesnymi wyborami".
Grodzki pytany był również, czy nie przeszkadza mu forma niektórych protestów przeciwko wyrokowi, m.in. akcje w kościołach. Kto sieje wiatr, zbiera burzę - odpowiedział. Podkreślił, że jest przeciwko profanacjom i opowiada się za uporządkowanymi pokojowymi formami protestów, ale go to nie dziwi. Bo jeśli sacrum, Kościół wieloma kanałami chce wchodzić w politykę i wchodzi na różne sposoby, to niech nie oczekuje, że dalej będzie traktowany jako sacrum - powiedział.