Chodzi o rezolucję, w której europarlamentarzyści skrytykowali Komisję Europejską za to, że nie uruchomiła ona procedury określonej w rozporządzeniu w sprawie warunkowości w "najbardziej oczywistych przypadkach naruszeń praworządności w UE".

Reklama

Problem z demokracją ma UE, nie Polska?

Na czwartkowej konferencji prasowej szef MS Zbigniew Ziobro przekonywał, że rezolucja jest dowodem na problemy z demokracją i praworządnością "ale nie w Polsce, a w Unii Europejskiej". - Rezolucja jest aktem jawnie antydemokratycznym i niepraworządnym. Antydemokratycznym w tym sensie, że przedstawiciele Parlamentu Europejskiego chcą narzucić swoją wolę suwerennemu, demokratycznemu państwu w obszarze ideologicznym, ale także w innych obszarach zarezerwowanych dla demokratycznie wybranych organów tego państwa - mówił.

Minister podkreślał, że posłów do PE "nie interesują poglądy Polaków wyrażane w ramach kolejnych odbywających się demokratycznych wyborach". - Oni wbrew tym poglądom (...) chcą narzucić swoje poglądy, swoją agendę, używając jako narzędzia szantażu ekonomicznego - mówił. Podkreślił też, ze odwołują się oni do rozporządzenia, przed którego skutkami ostrzegała Solidarna Polska.

Zdecydowany sprzeciw

Reklama

Ziobro zaznaczył, że jedyną słuszną odpowiedzią w tej sytuacji jest zdecydowany sprzeciw. - Chciałbym przypomnieć, że nawet organa prawne Rady Europejskiej przygotowały w swoim czasie opinię - która nie została do dziś zmieniona - wskazującą, że to rozporządzenie, które zostało uchwalone i która ma być podstawową stosowania ekonomicznych sankcji (...), jest sprzeczne z prawem europejskim i traktatami europejskimi - powiedział.

Za przyjęciem rezolucji głosowało 506 posłów, przeciwko było 150, a 28 wstrzymało się od głosu. Pod dokumentem podpisały się frakcje Europejskiej Partii Ludowej (EPL), Socjalistów i Demokratów (S&D), Odnowić Europę (RE), Zielonych i Lewicy.

KE nakazuje polskiemu rządowi, co ma robić?

- Bezczelność związana z nakazywaniem, co ma zrobić polski rząd ws. działania niezależnego polskiego sądu konstytucyjnego - powiedział w czwartek minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro o liście, który Komisja Europejska skierowała do członków polskiego rządu.

Chodzi o list, w którym Komisja Europejska apeluje o wycofanie z Trybunału Konstytucyjnego wniosku premiera Mateusza Morawieckiego z marca br. Komisarz Didier Reynders pisze, że wniosek ten "wydaje się podważać podstawowe zasady prawa UE, w szczególności zasadę, iż prawo Unii jest nadrzędne w stosunku do prawa krajowego, a orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości UE są wiążące dla wszystkich sądów krajowych i innych organów państwowych państw członkowskich".

Ziobro, odnosząc się do tego listu podczas konferencji prasowej w czwartek, podkreślił, że list ten jeszcze nie dotarł do Ministerstwa Sprawiedliwości. - Dobry obyczaj i kultura nakazuje autorowi listu naprzód dostarczyć go adresatom, a później mówić o nim publicznie. Pan Reynerds widać nie przeszedł tej dobrej szkoły, która uczy podstawowych zasad kultury w obszarze polityki, ale też i kultury międzyludzkiej - wskazał.

KE jak PRL?

Ziobro porównał sprawę listu KE do działań władz w okresie PRL. - Nawet w okresie bardzo ograniczonej suwerenności państwa polskiego, jakim była formułą działania polski w ramach PRL, trudno mi sobie przypomnieć, aby jakiś sekretarz z Moskwy pisał do Wojciecha Jaruzelskiego albo jego poprzedników pismo, z żądaniem wycofania jakiegoś wniosku z polskiego sądu - mówił minister.

Jego zdaniem "nawet w tamtych czasach zachowywano pozory i stwarzano wrażenie, że Polacy decydują w ramach ustroju realnego socjalizmu sami o sobie, a nie dyrektyw i wskazania palca czynników moskiewskich". Jak dodał, jest to "bezczelność związana z nakazywaniem i wskazywaniem palcem, co ma zrobić polski rząd w związku z działaniem niezależnego polskiego sądu konstytucyjnego".

- O tym, że wniosek może trafić do Trybunału Konstytucyjnego decyduje polska konstytucja. Żadne państwo, ani żadna organizacja zewnętrzna nie może zabraniać polskiemu premierowi skierować do sądu konstytucyjnego pytania, by rozstrzygnął kwestię, która budzi wątpliwość z punktu widzenia polskiej konstytucji - powiedział Ziobro.

Kolonialne spojrzenie na Polskę?

Według Ziobry sprawa ta pokazuje "antydemokratyczny i niepraworządny charakter Unii Europejskiej". - To jest dowód bezczelności, agresji i kolonialnego spojrzenia na Polskę. My na to nie możemy pozwolić i musimy to nazwać jak jest - dodał Ziobro.

W czwartek PAP dotarła do listu, który komisarz Reynerds skierował do ministra Szymańskiego i do wiadomości ministra Zbigniewa Ziobry. List dotyczy wniosku przez szefa polskiego rządu do Trybunału Konstytucyjnego z 29 marca 2021 r. oraz "obaw, jakie budzi ten wniosek w odniesieniu do zasady lojalnej współpracy i praworządności". Reynders w imieniu Komisji zwraca się o wycofanie wniosku premiera z TK.

Według KE wniosek Morawieckiego kwestionuje zasadę nadrzędności prawa unijnego nad krajowym. Zdaniem komisarza wniosek kwestionuje również autorytet Trybunału Sprawiedliwości w dokonywaniu wykładni Traktatów UE. W opinii autora listu wniosek polskiego premiera "uchybia zobowiązaniu do lojalnej współpracy, ponieważ aktywnie dąży do uzyskania od Trybunału Konstytucyjnego deklaracji kwestionującej moc wykładni dokonanej przez Trybunał Sprawiedliwości wspomnianych wyżej podstawowych zasad prawa Unii".

Chodzi o wniosek skierowany przez premiera do TK w końcu marca, który szef rządu sformułował po wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie możliwości kontroli przez sądy prawidłowości procesu powołania sędziego. W liczącym 129 stron wniosku premier zwrócił się o zbadanie zgodności z polską konstytucją trzech przepisów Traktatu o Unii Europejskiej. Zarzuty w nim zawarte sprowadzają się m.in. do pytania o zgodność z konstytucją RP zasady pierwszeństwa prawa UE oraz zasady lojalnej współpracy Unii i państw członkowskich.

Przepisy, których kontroli chce premier w zaskarżonym rozumieniu, m.in. uprawniają lub zobowiązują krajowy organ do odstąpienia od stosowania polskiej konstytucji lub nakazują stosować przepisy prawa w sposób z nią niezgodny.

Jak podkreślono we wniosku premiera, takie rozumienie przepisu "budzi daleko idące i uzasadnione wątpliwości konstytucyjne, nie znajdując żadnego potwierdzenia w tekście traktatów będących przedmiotem kontroli TK".