Lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk w wywiadzie dla "Wyborczej Wrocław" był pytany, czy jest zadowolony ze skali demonstracji, które na jego wezwanie odbyły się w miniony weekend w całym kraju. - Moje wezwanie miało charakter wyłącznie porządkowy i było reakcją na ostatnie orzeczenie trybunału pani Julii Przyłębskiej o rzekomej niezgodności niektórych zapisów Traktatu o UE z polską konstytucją. Jestem jednak głęboko przekonany, że ludzie na ulice wyszli nie dlatego, że ich o to poprosiłem, ale bo głęboko wierzą w to, że bycie częścią Unii Europejskiej leży w interesie Polski i ich własnym. I to ta świadomość realnego zagrożenia była bezpośrednią przyczyną tego, że w sposób masowy i zorganizowany postanowili dać wyraz swojemu przywiązaniu do zjednoczonej Europy - odpowiedział Tusk.
Podkreślił, że skala tych wystąpień powinna satysfakcjonować nie tyle jego, ile wszystkich. - Nie mieliśmy dotychczas do czynienia z tak masowym odruchem społecznym, w którym Polacy daliby wyraz swoim obawom przed prowadzeniem Polski na manowce. Takie wydarzenia, prócz swojego oczywistego wymiaru symbolicznego, mają także głęboki sens praktyczny. To nie tylko okazja do wyrażenia własnych obaw i poglądów. To przede wszystkim mechanizm powstrzymywania tej władzy przed kolejnymi szalonymi krokami. Jarosławowi Kaczyńskiemu i PiS-owi dają do myślenia. I pokazują, że ich polityczna samowola podlega jednak pewnym ograniczeniom. A najważniejszym z nich jest gotowość ludzi do głośnego mówienia "nie" - stwierdził lider PO.
"Co do istoty sprawy (...) moje poglądy są zbieżne z tym, co mówi Frasyniuk"
Na uwagę, że we Wrocławiu Władysław Frasyniuk tym, którzy "likwidują konstytucję, zabierają demokrację i chcą nas wyprowadzić z UE", wykrzyczał "wypier…" oraz zachęcał, by nie być obojętnym i "się k… nie bać", Tusk powiedział, że "co do istoty sprawy, czyli jaka ma być Polska i co robi z nią obecna władza", jego poglądy są zbieżne z tym, co mówi Frasyniuk. - I choć sam nie jestem zwolennikiem wulgaryzmów, to uważam, że nikt nie ma prawda pouczać go, jakiej ekspresji ma używać - powiedział. Ocenił też, iż "Frasyniuk to człowiek instytucja".
Przypomniał, że Frasyniuk - według niego - "w sposób dość brutalny, ale jednak trafny mówił niedawno, że to nie jest dobry czas na wzajemne dąsy, wewnętrzne spory i nieustanne negocjacje, że to czas, kiedy musimy być śmiertelnie poważni, by stanąć do walki z PiS-em jak równy z równym" oraz "być dobrze zorganizowani, dyskutować tylko tyle, ile naprawdę potrzeba, a na co dzień dawać wyraz temu, że w najważniejszych sprawach jesteśmy razem".
Jak dodał, te myśli Władysława Frasyniuka, choć wyrażane może nieco innymi słowami, dedykuje dziś "wszystkim politycznym malkontentom".
"To sukces manifestacji sprzed tygodnia"
Tuskowi wskazano, że natychmiast po manifestacjach "wierchuszka PiS-u" i rządowe media ruszyły ogłaszać, że o żadnym polexicie nie ma mowy i przypominano uchwałę PiS-u o tym, że partia przywiązana jest do europejskich wartości.
- Nie mam najmniejszych wątpliwości, że Polska w Unii Europejskiej to nigdy nie był i dziś też nie jest plan Jarosława Kaczyńskiego. W jego obozie są politycy (wolałbym powstrzymać się przed wymienianiem nazwisk tych "mędrców"), którzy i dzisiaj mówią o tym, że Unia to problem. Albo że jest okupantem. Ten antyeuropejski żywioł, obiektywnie rzecz biorąc prorosyjski – bo w geopolitycznej perspektywie ich poglądy lokują się w koncepcjach Putina – jest dziś w Prawie i Sprawiedliwości silny jak nigdy wcześniej - ocenił Tusk.
Według niego "fakt, iż od kilku dni jak mantrę recytują zaklęcia o tym, że wcale z Unii wyprowadzać nas nie chcą, świadczy tylko o sukcesie manifestacji sprzed tygodnia i pokazuje potrzebę tego powszechnego, obywatelskiego oporu".