Wiedza o historii Węgier urywa się w Polsce na roku 1849 i powstaniu stłumionym przez Austrię i Rosję, którego bohaterem był Józef Bem. Stąd też poczucie, iż Polacy i Węgrzy to współbracia w cierpieniu. Obecna, prorosyjska polityka premiera Viktora Orbána z tej perspektywy wydaje się zupełnie niezrozumiała. Co innego, jeśli wypełni się lukę w pamięci i przypomni, że gdy Polacy przegrywali przez cały XIX w., marząc o własnym państwie, w tym samym czasie Węgry wyrosły na podmiot będący równorzędnym partnerem Austrii i Niemiec.
Pod berłem Habsburgów
Austria wraz ze stłumieniem powstania, represjami i egzekucjami przygięła kark Węgrom. Jednak wkrótce sytuacja Wiednia na arenie międzynarodowej zaczęła się pogarszać. Spory w tym udział miała „niewdzięczność” cesarza Franciszka Józefa. W pierwszych latach panowania uchodził za oddanego przyjaciela Rosji – podarował nawet swój portret carowi Mikołajowi I. Ten zaś za rzecz oczywistą uważał, iż austriacki cesarz zrewanżuje się kiedyś za wsparcie udzielone mu podczas tłumienia węgierskiej rebelii. Ale gdy w 1853 r. Rosja sprowokowała wojnę z Turcją, by przejąć cieśniny łączące Morze Czarne ze Śródziemnym, Wiedeń zachował się z daleko idącą rezerwą – Franciszek Józef nie chciał obecności rosyjskich wojsk na Bałkanach. Kiedy więc Turcji z militarną pomocą przyszły Francja i Wielka Brytania, Austria wprawdzie oficjalnie pozostała neutralna, lecz w praktyce opowiedziała się po stronie zachodnich mocarstw.