"Scenę polityczną w Polsce można skutecznie podzielić na polityków i stronnictwa posiadające poczucie humoru i dystans do siebie. (...) To przekłada się też na komentatorów, w tym szczególnie na dziennikarzy. Doskonale to widać na przykładzie słynnego już od rana, mojego sms-a do pań dziennikarek z redakcji <Rzeczpospolitej>" - pisze Palikot w onet.pl.

Reklama

"Przez kilka dni namawiały mnie na wywiad, (...) gdy zaś nie ustawały w namolności, po jakimś czasie zażartowałem, wysyłając sms-em tekst: tak, zgadzam się na rozmowę, ale pod warunkiem, że wywiad będzie dotyczył wyłącznie moich złych cech charakteru" - tłumaczy. "Oczywiście potraktowały to serio, jako zgodę na wywiad i domagały się ustalenia konkretnego terminu. W tej sytuacji zaproponowałem im, że w czwartek o godzinie 18, ale pod warunkiem, że <nago - w miejscu publicznym! - i po dwóch butelkach wina" - dodaje.

>>>"Chamstwo? Lepię pierogi, nie mam czasu"

"Sądziłem, że nie ma zmiłuj, muszą zrozumieć, iż rozmowy nie będzie. (...) Tym bardziej, że nie chodziło im o zwykły wywiad ze mną, lecz o próbę wyciągnięcia informacji o jakichś tajemnych warunkach porozumienia PO z SLD. (...) Nie przypuszczałem jednak, nie przyszło mi to do głowy!, że nago i po winie mam być ja!!! Na miły Bóg, toż nie Palikot zabiegał o rozmowę z dziennikarkami, lecz dziennikarki z Palikotem. Stawiając im propozycję DO ODRZUCENIA miałem nadzieję, że odpuszczą. Nie odpuściły" - napisał.

"Po jednej stronie mamy pełnych ironii, sarkazmu i dowcipu oraz poszanowania dla ludzi o odmiennych poglądach, a po drugiej zaciekłych obrońców zasad, moralistów i inkwizytorów. Z jednej strony Rymanowski, Najsztub, Żakowski i Paradowska, z drugiej Wildstein, Zaremba, Semka i większość dzisiejszej >Rzepy<. Choć są i tacy, jak Mazurek, ukąszeni przez IV RP, a jednak z poczuciem humoru" - konkluduje Palikot.