W 2015 r. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia skazał Mariusza Kamińskiego, ówczesnego szefa CBA, oraz innych członków kierownictwa tej służby (w tym Macieja Wąsika, w tamtym czasie zastępcę Kamińskiego) za przekroczenie uprawnień w aferze gruntowej.
W międzyczasie prezydent ułaskawił te osoby, nie czekając na prawomocne zakończenie sprawy. Sąd Najwyższy wydał jednak uchwałę, z której jasno wynikało, że głowa państwa nie mogła tego zrobić. To z kolei spowodowało, że marszałek Sejmu zwrócił się do Trybunału Konstytucyjnego o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego między prezydentem a SN.
Proces zawieszono
Proces Kamińskiego, który na skutek kasacji oskarżycieli posiłkowych trafił do SN, musiał więc zostać zawieszony do czasu rozpoznania przez TK wniosku marszałka Sejmu. Trybunał przez niemal sześć lat sprawą się nie zajął.
Dlatego też SN na początku marca tego roku zdecydował się odwiesić postępowanie kasacyjne. Zaraz potem na stronie internetowej trybunału pojawiła się informacja, że rozprawa w sprawie sporu kompetencyjnego odbędzie się 26 kwietnia. Wielu komentatorów odebrało to więc jako próbę zablokowania procesu ministrów PiS.
Nieskuteczna próba
Teraz słyszymy w SN, że trybunał zrobił kolejny krok, który może świadczyć o tym, że taki właśnie jest rzeczywisty cel powrotu do sprawy sprzed niemal sześciu lat. TK zażądał wydania akt postępowania kasacyjnego. To wygląda jak próba zablokowania tego procesu, zwłaszcza że skład orzekający SN zamierza pochylić się nad sprawą już w czerwcu 2023 r. - mówi nasz rozmówca. Jak jednak dodaje, próba okazała się nieskuteczna, gdyż zdecydowano, że TK nie dostanie akt, a jedynie ich odpisy.
O tym, że trybunał przy rozstrzyganiu sporu kompetencyjnego nie miał podstaw do żądania wydania akt, jest przekonany dr hab. Jacek Zaleśny, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego. W działaniu TK można dopatrzyć się nadużycia kompetencji w celu uniemożliwienia SN wykonywania jego kompetencji – uważa ekspert.
CZYTAJ WIĘCEJ WE WTORKOWYM WYDANIU DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ>>>