W sumie brak zaufania do państwa w tej materii deklaruje prawie 61 proc. respondentów, przeciwnego zdania jest niemal co trzeci z nich. Co ciekawe, choć w elektoracie obozu rządzącego poziom zaufania jest największy (51 proc.), to jednak aż 41 proc. odpowiedziało, że ma „raczej niskie zaufanie”. W największym stopniu brak zaufania wykazują wyborcy opozycji (71 proc.) oraz niezdecydowani (62 proc.).

Reklama

Społeczeństwo może ma jakieś obawy, ale nieuzasadnione. Wszystkie rejestry są bezpieczne, w przeciwieństwie do innych krajów u nas nigdy nie było przypadków masowych wycieków danych – uważa poseł PiS Jarosław Gonciarz z komisji cyfryzacji. Jego zdaniem ostatnia afera wokół ministra Adama Niedzielskiego, która skutkowała jego dymisją, raczej nie miała wpływu na wyniki sondażu. A nastroje w społeczeństwie są pesymistyczne z powodu braku edukacji, która uświadomiłaby wszystkim, że dane są bezpieczne.

Jak widzi to opozycja?

Inaczej widzi to opozycja. Nie mam do państwa zaufania w tej kwestii – mówi senator niezależny Wadim Tyszkiewicz, który uważa, że partia rządząca może wykorzystywać nasze dane do walki politycznej. To daje PiS przewagę w kampanii, ale z demokracją ma niewiele wspólnego – dodaje.

Problem z zaufaniem obywateli do tego, jak państwo wykorzystuje ich dane, może się odbić na najbliższych wyborach, w których po raz pierwszy wykorzystany zostanie Centralny Rejestr Wyborców. W ubiegłym tygodniu szef PKW Sylwester Marciniak zwrócił uwagę na łamach DGP, że jeżeli wyborca odmówi przyjęcia karty lub kart do głosowania (np. referendalnej), to obwodowa komisja wyborcza odnotuje to w spisie wyborców. Opozycja już podnosi, że to naruszenie tajności głosowania, bo na tej podstawie władza będzie wiedzieć, kto jest jej przeciwny.

Jan Zygmuntowski, współprzewodniczący Polskiej Sieci Ekonomii, podkreśla, że zaufanie do państwa w kwestii zbierania danych obywateli zostało nadwyrężone wielokrotnie. Ostatnim przykładem było ujawnienie przez ministra zdrowia Adama Niedzielskiego danych lekarza i tego, na jakie leki wypisał receptę. Minister został zdymisjonowany. To nie wystarczy. Żeby odbudować zaufanie, państwo musi dać jakąś realną gwarancję, np. przekazać uprawnienia do korzystania z już zagwarantowanych przez RODO praw. Choćby sprawdzania, kto, jak i kiedy korzystał z naszych danych – mówi Zygmuntowski. I dodaje, że nie chodzi tylko o indywidualne dane, lecz także zbiorowe, najbardziej interesujące, m.in. dla biznesu czy dla nauki.

Reklama

Zaufanie może podkopać także kwestia braku przejrzystych reguł. Było to szczególnie widoczne w trakcie pandemii. Nie było jasności, jakimi zasadami rządzi się państwo i dlaczego akurat jedne informacje udostępnia, a innych już nie. Na przykład, gdy w trakcie COVID-19 pytaliśmy resort zdrowia i inne ministerstwa m.in. o dane o hospitalizacji z podziałem na wiek, okazały się one niedostępne. Dane o zgonach i leczeniu szpitalnym w zależności od rodzaju szczepionki również. Części danych nie można było pozyskać nawet w trybie dostępu do informacji publicznej, a resort zasłaniał się, że to dane medyczne (choć chodziło nam o ogólne, zanonimizowane statystyki). Tego typu historie pokazują, że zwykły obywatel nie może się dowiedzieć, kiedy, jakie i komu są np. przekazywane dane o jego stanie zdrowia.

O braku zaufania świadczy także sprawa tzw. rejestru ciąż. Rozporządzenie miało realizować wymogi unijne odnośnie do tego, co powinno znajdować się w karcie pacjenta (Patient Summary). Chodzi o pakiet danych, które są np. potrzebne przy ratowaniu życia. I tak np. obok grupy krwi czy alergii, widnieje tam także informacja, czy dana osoba jest w ciąży. To wywołało ogromny niepokój, jak te dane zostaną wykorzystane, szczególnie w kontekście nowych przepisów aborcyjnych, zakazujących usuwania ciąży w większości przypadków. I obawy, że rząd nie tyle chce dbać o zdrowie i życie pacjentów, ile stworzyć właśnie rejestr ciąż i ułatwić w ten sposób wykrywanie przypadków nielegalnej aborcji.