Polski i europejski wyborca. Różnica jest ogromna

Mimo że dla Polaków, tak samo jak dla innych Europejczyków, ważne są podobne kwestie, to znacząco różni się podejście do władzy. Dla jednych i drugich wśród problemów na pierwszym miejscu jest inflacja, czyli wysokie ceny i spadek poziomu życia. Na drugim miejscu Polacy widzą problemy w ochronie zdrowia.

"I tu jest sytuacja paradoksalna. O ile to jest deklaratywnie tak ważna rzecz dla Polaków, o tyle kiedy przychodzi co do czego, do wymagania od polityków, żeby rozliczyli się ze swoich obietnic dotyczących ochrony zdrowia, jeśli te tematy pojawiają się w debatach publicznych, to się okazuje, że obywatele niezbyt chętnie to oglądają, nie chcą o tym rozmawiać. Pytania, które zadają politykom praktycznie nie dotyczą ochrony zdrowia, a jeśli dotyczą to w duchu licytacji co nam dacie, obiecacie, ile darmowych leków itd. Tu rozjeżdża się poziom deklaratywny i poziom rzeczywisty. To jest niestety problem Polski” - mówi dr hab. Renata Mieńkowska-Norkiene.

Reklama

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja na Zachodzie Europy. "Obserwuję kampanię w Luksemburgu. Chociaż kwestia ochrony jest tam mniej ważna niż w przypadku Polaków, dlatego że mają lepszą ochronę zdrowia, to jeśli już pojawiają się jakieś postulaty, to jest to solidna debata publiczna. W przypadku Polski nie. PO wrzuca to pomiędzy swoimi 100 postulatami, a PiS mówi o darmowych lekach, ale tak naprawdę półgębkiem, żeby nikt przypadkiem w to nie uwierzył, bo to jest za drogie. A jeśli już jest wprowadzane, to z milionem obostrzeń, tak że mało kto się do tego kwalifikuje. Natomiast obywatele tego nie egzekwują” - dodaje politolożka.

Reklama

Polacy nie wierzą politykom

Z badań wynika, że polskie społeczeństwo ma najniższy wśród państw OECD poziom zaufania do siebie nawzajem i do władzy.

"A to z kolei oznacza, że nie ufa władzy, że ta zrealizuje dobre, porządne racjonalne, gospodarne reformy. Albo widzą, że jakieś reformy zostały zrealizowane, ale gdy przechodzą na następne rządy są zawracane z powodów ideologicznych. Społeczeństwo po prostu przestaje w nie wierzyć” - mówi dr hab. Renata Mieńkowska-Norkiene.

Ma to wyraźne przełożenie na decyzje wyborcze. "To powoduje, że społeczeństwo jest bardziej chętne, żeby głosować na partie, które obiecują rozdawanie pieniędzy, bo pieniądze są doraźne, szybkie, wpadają do kieszeni i nie trzeba na nie czekać. Nie trzeba ufać lub nie ufać. Dla Polaków ważne są postulaty rozdawnicze. I to wynika właśnie z tego, że nie ufają władzy. A to z kolei powoduje, że żadna opcja polityczna, która proponuje reformy kompleksowe, po prostu nie jest atrakcyjna. Mamy więc słabe usługi publiczne i władzę wrzucającą pieniądze, które i tak potem natychmiast zjada inflacja.” - dodaje ekspertka.

Elektorat betonowy i wyborcy cyniczni. "Muszą wiedzieć, co będą z tego mieć"

Jak mówi ekspertka, mamy w Polsce różne rodzaje wyborców. Pierwszy to elektorat betonowy. Zagorzałych zwolenników partii interesują kwestie, które wzbudzają emocje:

"Anty-Tusk, anty-PiS lub antysystemowość. Wtedy te nasze postulaty są rozmywane, my byśmy chcieli czegoś konstruktywnego, ale to się sprowadza do tego że musimy najpierw tamtych odsunąć żeby w ogóle o czymś zacząć myśleć. Tym wyborcom potrzeba czegoś, co podgrzewa atmosferę.” - wyjaśnia politolog.

Inną grupą wyborców są wyborcy cyniczni. "Wyborcy cyniczni czekają na rozdawnictwo i oni są i po jednej i po drugiej stronie. Ci, którzy głosowali na PiS wyłącznie w powodu 500+, nawet jeśli teraz nie kochają PiS-u, to jeżeli mają zagłosować na kogokolwiek, to muszą wiedzieć po co, co będą z tego mieć.” - uważa ekspertka.

Jak wygląda podział procentowy wśród wyborców? W końcówce kampanii jeszcze wiele może się zmienić.

"Elektoratu cynicznego jest 10 proc. maksymalnie, elektoratu betonowego w przypadku PiS-u jest 25 proc. na pewno. W przypadku PO to jest znacznie mniej, ale "sufit" to jest podobno nawet 40 proc. Tylko, że ten "sufit" trzeba zmobilizować, trzeba coś dać. W przypadku PiS-u "sufit" to 39 proc., ale tam jest bardzo duża mobilizacja emocjonalna, PiS-owi jest trochę łatwiej pod tym względem. PiS musi podgrzewać negatywne emocje, żeby elektorat zmobilizować. PO ma wciąż te 5-6 procent, do których możedoskoczyć” - podsumowuje dr hab. Renata Mieńkowska-Norkiene.