Na razie Polska jest największym beneficjentem unijnej pomocy. Z samych funduszy strukturalnych w latach 2007-2013 mamy dostać 67 mld euro. Druga na liście Hiszpania może liczyć w tym czasie już tylko na 35 mld euro.
>>> Polacy rzucili się na unijne dotacje
Utrzymanie tak dużych dotacji po 2013 r. nie będzie jednak łatwe. Z powodu kryzysu Niemcy, Wielka Brytania i inne państwa, które dopłacają najwięcej do unijnej kasy, będą szukały wszelkich możliwych oszczędności. Starcie rozpocznie się już za kilka miesięcy, gdy Komisja Europejska przeprowadzi przegląd wykorzystania obecnych środków. "Jeśli Polska wypadnie w nim dobrze, będzie miała potężny argument, aby utrzymać obecną wielkość dotacji" - mówi Piotr Kaczyński, ekspert brukselskiego Centrum Analiz Polityki Europejskiej (CEPS).
Jak pokazują najnowsze dane KE, na razie nie ustępujemy pod względem wykorzystania unijnych pieniędzy nawet najbardziej doświadczonym krajom europejskim.
>>> Tusk powalczy o komisarza i dotacje
Donald Tusk będzie chciał także wywalczyć dla Janusza Lewandowskiego tekę komisarza ds. budżetu. Co prawda nie podejmowałby on decyzji, jak miałyby w przyszłości wyglądać unijne finanse, ale jego propozycje mogą mieć duży wpływ na ostateczny rezultat. Chcemy też zdobyć poparcie Niemiec. Bo to niemieckie firmy realizują wiele projektów finansowanych z unijnych funduszy, a niemiecki eksport do Polski rośnie wraz z rozwojem kraju. Plan rządu zakłada też odtworzenie koalicji nowych krajów UE, który okazał się skuteczny m.in. w walce o pakiet klimatyczny.
p
JĘDRZEJ BIELECKI: Nie ma kraju w Europie, który otrzymywałby większe pieniądze z unijnych funduszy strukturalnych niż Polska. Ale czy potrafimy wykorzystać tak kolosalne środki?
PAWEŁ SAMECKI*: Idzie nam całkiem dobrze. Fundusze strukturalne, które Bruksela odłożyła dla nas na lata 2004-2006, zdołaliśmy już w 95 proc. wykorzystać i w 100 proc. zakontraktować. A gdy idzie o obecny budżet UE (obejmuje lata 2007-2013 - red.), mieścimy się gdzieś w środku peletonu krajów Unii: zakontraktowano około jedną trzecią tych środków, a wydano nieco ponad jedną dziesiątą. Najbardziej doświadczony w wydawaniu unijnych funduszy kraj, Hiszpania, na razie wykorzystał tylko 7,5 proc. przyznanej puli.
czytaj dalej
Z wykorzystaniem Funduszu Spójności (osobny fundusz uruchomiony dla najbiedniejszych krajów na rozwój infrastruktury transportowej i ochrony środowiska - red.) idzie nam jednak znacznie gorzej, szczególnie gdy mowa o środkach z poprzedniego budżetu. Do tej pory wykorzystaliśmy zaledwie 63 proc. tej puli pieniędzy. Gorzej robią to tylko Rumunii, Bułgarzy i Węgrzy.
To jest fundusz, z którego realizuje się projekty o wartości kilkunastu, a niekiedy kilkudziesięciu milionów euro. Wiele samorządów w pierwszych latach członkostwa Polski w Unii nie wiedziało, jak sobie z tym poradzić. Miały kłopoty np. z opracowaniem analiz oddziaływania inwestycji na środowisko. I dziś te opóźnienia na starcie trzeba nadrabiać, Ale teraz idzie nam nie gorzej niż pozostałym państwom członkowskim.
Od rozpoczęcia obecnego budżetu mijają prawie 3 lata, a wykorzystaliśmy niewiele ponad 10 proc. środków, zarówno z funduszy strukturalnych, jak i z Funduszu Spójności. Dlaczego to idzie tak powoli?
W dużym stopniu winny jest kryzys. Co prawda w Polsce nie mamy recesji, ale przecież skala spowolnienia wzrostu gospodarczego pozostaje duża: z 5-6 proc. do poniżej 1 procenta. Problem ze znalezieniem pieniędzy na współfinansowanie unijnych projektów mają zarówno przedsiębiorcy i samorządy, jak i władze centralne. Tym pierwszym banki często odmawiają kredytów, zaś władze publiczne mają mniej dochodów z podatków.
Ale Unia finansuje najczęściej zdecydowaną większość kosztów inwestycji, w niektórych przypadkach nawet 85 proc. Tak trudno zebrać pozostałe 15 procent?
Zwykle gdy przedsiębiorcy znajdą się w tarapatach, w ogóle nie mają pieniędzy na inwestycję albo uznają ją za zbyt ryzykowną.
Czy w tej sytuacji grozi nam utrata jakiejś części funduszy, gdy miną terminy ich wykorzystania?
Nie, nie widzę takiego ryzyka. Nawet gdy idzie o Fundusz Spójności, termin wykorzystania jest odległy.
czytaj dalej
Kto jest najbardziej winny opóźnieniom?
Największe kłopoty są z infrastrukturą kolejową. Struktura zarządzania projektami nie dała odpowiednich rezultatów. Minister infrastruktury proóbuje teraz to zmienić.
A autostrady? Dla Polaków to będzie kryterium sukcesu modernizacji kraju za pieniądze Unii.
Ostrożnie mówiąc, idzie nam całkiem nieźle. Dochodzimy powoli do etapu, na którym pozostałe jeszcze do zrobienia odcinki autostrad A1, A2 i A4 będą objęte procesem inwestycji. W ciągu 5 lat, pod koniec wykorzystywania środków z obecnego budżetu, powstanie szkielet najważniejszych szlaków komunikacyjnych uzupełniony taką siecią dróg ekspresowych, na jaką nas na obecnym etapie stać.
Komisja Europejska uważa, że Polska mogłaby szybciej wykorzystywać unijne fundusze, gdyby nie wady przepisów o zamówieniach publicznych. O co chodzi?
Po rozstrzygnięciu przetargów przegrane firmy, czy to dla zasady, czy to z pewnej uszczypliwości, często odwołują się od wyników. Na tym traci się dużo czasu. Ale w przeszłości udało nam się już przezwyciężyć wiele innych problemów z zamówieniami publicznymi. Co roku mamy nowelizacje tej ustawy. Jestem pewien, że i teraz powstaje jej kolejna zmiana.
Bruksela wspomina też o braku wystarczającej liczby dobrych projektów...
Tu ważne jest słowo "dobrych". Pomysłów jest w Polsce bardzo dużo. Ale one muszą mieć ręce i nogi, być odpowiednio udokumentowane i gwarantować opłacalność ekonomiczną.
Nie chodzi jednak tylko o to, ile wydajemy, ale także na co. Tak jak niegdyś Portugalia postawiliśmy głównie na rozwój infrastruktury. Tylko że Portugalia osiągnęła dziś 70 proc. średniej rozwoju Unii, podczas gdy Irlandia, dla której priorytetem była edukacja i rozwój ludzi, ma wciąż 120-130 proc. przeciętnej UE.
Polska nie tylko musi nadrobić kolosalne zaległości w rozwoju dróg i linii kolejowych, ale także wywiązać się z podjętych w negocjacjach akcesyjnych zobowiązań co do czystości środowiska, na przykład wód. A tego bez funduszy strukturalnych się nie da zrobić. Ale jeśli za rok czy dwa kryzys się skończy, a po 2013 roku będzie nowy budżet Unii, będziemy mieli gospodarkę opartą na solidnych podstawach. Wtedy powinniśmy postawić na rozwój nowych technologii i edukację ludzi. Bo w globalnym świecie przyjdzie nam konkurować z bardzo dynamicznymi Ameryką i Kanadą, ale także Chinami, Brazylią czy Indonezją.
*Paweł Samecki jest komisarzem UE ds. polityki regionalnej