Przychodzi polityk do lekarza... Gdzie się leczy? Za co? Dziennik.pl sprawdza
1 Leczę się w publicznej służbie zdrowia i większych problemów nie mam. Jak synek ostatnio miał temperaturę i kaszel, to rano zadzwoniłem do przychodni i lekarz przyjął nas jeszcze tego samego dnia. Inna sprawa, że podana przez telefon godzina wizyty była wirtualna, bo przed gabinetem jeszcze poczekaliśmy. 20 minut na pacjenta to mało, moim zdaniem. Opieka medyczna była jednak bez zarzutu - także wtedy, kiedy sam trafiłem do lekarza. Było to dwa lata temu, kiedy przeszedłem operację kolana. Choć pamiętam, że i wtedy musiałem swoje odczekać – cztery pięć-miesięcy. Przypominam też sobie, że kolacje były tam bardzo skromne. Na wieczór dostałem jedynie małą porcję twarożku i dwie kromki chleba. Byłem tak zaskoczony, że nawet zrobiłem zdjęcie. (Śmiech) Na zdrowie mi to wyszło w każdym razie, bo trochę kilogramów zgubiłem
Agencja Gazeta / Fot. Sławomir Kamiski Agencja Gazeta
2 Mało się leczę, jeśli już to prywatnie. Jedyną od kilku lat poważniejszą wizytę miałem u stomatologa. Jeśli trzeba to publicznie robię tylko analizy i inne badania. I wtedy też stoję w kolejkach, jak wszyscy. O publicznej służbie zdrowia mam jednak dobre zdanie. Pamiętam, jak chorowała moja siostra, to aż byłem zaskoczony. Tego się nie da opowiedzieć. Rzadko kiedy doświadczyliśmy tyle troski, opieki i serdeczności. Wyczerpaliśmy wszystkie możliwości
Agencja Gazeta / Fot. Jakub Orzechowski Agencja Gazeta
3 Mój tata jest teraz poważnie chory i wiem, że trzeba czekać w kolejkach do lekarza. Więc w nich staję. Z moich doświadczeń wynika, że jednak zbyt dużo czasu potrzeba, żeby się w ogóle dostać do lekarza. Dla osoby, która jest w poważnym stanie i w podeszłym wieku, dwa-trzy tygodnie wydają się nie mieć wtedy końca. Jeśli zajdzie taka potrzeba, to sama też korzystam z publicznej służby zdrowia. Ze specjalistą nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam do czynienia
Agencja Gazeta / Fot. Sławomir Kamiski Agencja Gazeta
4 Moja rodzina korzysta z publicznej służby zdrowia, choć zdarza się, że chodzimy do lekarza także prywatnie. Zasada jest taka: żona opłaca składkę zdrowotną w kraju, chociaż ma też ubezpieczenie w Brukseli. Robimy tak ze względów praktycznych, bo przychodnię mamy na osiedlu. Ale jak coś poważnego się dzieje, to już trzeba się uciekać do prywatnej służby zdrowia. Nie ma możliwości, żeby publicznie do specjalisty się zapisać. A dostanie się np. do urologa czy kardiologa graniczy z cudem. Do tego te upiorne kolejki. Ba, kolega mi się żalił, że miał w ogóle problem z dotarciem do ortopedy i to nawet prywatnie. Ja sam - jako europoseł - korzystam najczęściej z lekarza na miejscu; w Brukseli
Agencja Gazeta / Fot. Piotr Ziental Agencja Gazeta
5 Na prywatną służbę zdrowia stawiam już od czasów studiów – pieniądze pozwalały mi już wtedy zaoszczędzić dużo czasu. Ba, teraz nawet żona, która jest z kolejnym dzieckiem w ciąży prowadzona jest przez prywatnego lekarza. Rodzić będzie już jednak w szpitalu publicznym. Z doświadczenia lekarzy publicznych placówek korzystam też kiedy chodzi o pediatrów i okresowe badania dzieci, ich szczepienia… Jak trzy miesiące temu moje półtora roczne dziecko złamało nogę, to też pojechaliśmy do publicznego szpitala. Wszystko było zrobione od ręki. Kiedy inne miało gorączkę, to jeszcze tego samego dnia zostało przebadane przez lekarza. Z publicznym szpitalem mam jedno osobiste doświadczenie. To było wtedy, kiedy odciąłem sobie opuszek palca. Krew mnie wtedy zalała, bo przez dobrych kilkadziesiąt minut nie mogłem się dodzwonić na pogotowie. A to było zajęte, a to nikt nie odbierał. W końcu wziąłem taksówkę i przyjechałem na miejsce. Tam szybko się mną zajęto
Agencja Gazeta / Fot. Adam Stpie Agencja Gazeta
6 Leczę się publicznie, poza zębami oczywiście. Te to tylko prywatnie. Tak jest co do zasady, oczywiście. Czasami chodziłem też prywatnie do innych specjalistów, jeśli się okazywało, że to jest dobry lekarz. Mam tu na myśli przede wszystkim pediatrę. Z reguły jednak do lekarzy w ogóle nie chodzę. Jeśli już tak się zdarzy, to staję w kolejkach jak każdy inny. Ba, zdarzało się, że musiałem czekać nawet pół godziny albo godzinę, i to mimo umówionej wcześniej wizyty. Wstaję też rano po numerek do rejestracji - jeśli zajdzie taka potrzeba to też, żeby umówić wizytę dla mojej mamy.
Agencja Gazeta / Fot. Sławomir Kamiski Agencja Gazeta
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję