Takie wnioski można wysnuć, analizując główne wątki kampanii i wypowiedzi głównych kandydatów w sprawach, które powinny być najważniejsze, a nie są. – Gdyby dziś ktoś obiecywał, że zrobi drugą Irlandię, czy obiecał 3 mln mieszkań, to by się narażał na śmieszność – uważa politolog dr Jarosław Flis.

Reklama

Zamiast takich obietnic są więc płytkie, partyjne deklaracje. Tak było choćby z najgłośniejszą w ostatnich dniach kampanii tematyką służby zdrowia. Choć rząd ma gotowy pakiet ustaw reformujących tę dziedzinę życia, kandydaci spierali się o ten najmniej istotny – pseudoprywatyzację szpitali. Ale i w tej sprawie nie mówili, co zrobić, a czego nie robić. – W wyniku tego sporu słowo „prywatyzacja” stało się oszczerstwem, co pokazuje, do jakich granic absurdu doprowadzili nas politycy – mówi prof. Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha.

Nie tylko w tej sprawie debata sięgała absurdów. Podwyżka składki zdrowotnej od kilku lat była postulatem sztandarowym partii Jarosława Kaczyńskiego. PiS podkreślało, że bez tego naprawa systemu nie jest możliwa. Teraz, choć nadal mówią o niezbędności zwiększenia nakładów na zdrowie, nie bardzo wiadomo, jak miałoby się to dokonać. Bo o podniesieniu składki już mowy nie ma.

Emerytury – nie robić nic?

Także w kwestii reformy systemu emerytalnego wydaje się, jakby wszystko było w Polsce doskonałe. Tyle że budżet na dotacje dla FUS i KRUS, czyli na wypłatę emerytur, przeznaczy tylko w tym roku blisko 80 mld złotych. W rządzie trwa spór o kształt reformy systemu. Kolejne państwa europejskie wydłużają wiek emerytalny. Ale jeśli w kampanii prezydenckiej temat w ogóle się pojawiał, to znów wyłącznie w kategorii zablokowania konkretnych pomysłów.

Reklama

>>>Czytaj dalej>>>



Reklama

Jarosław Kaczyński obiecał więc zawetowanie wszelkich prób zmian w KRUS. Choć to przecież jego rząd przygotowywał zmiany w rolniczych ubezpieczeniach, które miały zwiększyć składkę dla najbogatszych rolników. Oczywiście przeciwny reformie KRUS jest też PSL. Ale kandydat ludowców Waldemar Pawlak w ostatnim tygodniu zdążył jeszcze sprzeciwić się reformie emerytur mundurowych. Chociaż rządowy Plan Rozwoju i Konsolidacji Finansów Publicznych przewiduje, że od 2012 roku nowo wstępujący do policji czy innych służb byliby zapisywani do powszechnego systemu emerytalnego. Do tego Andrzej Olechowski mówi „łapy precz od OFE ". Choć większość ekspertów nie kwestionuje potrzeby zmian wokół OFE zmierzających do poprawy jego efektywności.

Finanse publiczne

Eksperci są też zgodni, że kluczem do poprawy sytuacji Polski jest reforma finansów publicznych. Tyle że tym tematem w kampanii nikt się nie przejął. Choć na tle innych państw Unii nie wyglądamy źle, jeśli chodzi o dług publiczny, w najbliższych dwóch latach będzie on jednak balansował blisko granicy 55 proc. relacji zadłużenia do PKB. Jeśli ją przekroczymy, trzeba będzie radykalnie ciąć wydatki. A o stanie naszych finansów publicznych świadczy fakt, że w ciągu niespełna dwóch kryzysowych lat deficyt sektora finansów publicznych wzrósł ponaddwukrotnie. – Na ten temat powinna toczyć się dyskusja, bo mamy do wyboru: ciąć wydatki, podnosić podatki albo nie robić nic – wyjaśnia dr Jakub Borowski, analityk Invest-Banku. Przemilczenie tematu świadczy o tym, że kandydaci na prezydenta wybrali to trzecie wyjście. Najłatwiejsze.

Lista „czego nie robić” stworzona w tej kampanii przez kandydatów jest długa. Na szczęście dla obywateli jest jedna sprawa, w której deklaracje polityków o „nicnierobieniu" są korzystne. To sprawa ewentualnej podwyżki podatków. Tu wszyscy kandydaci zgodnie mówią „nie”.