"Zginął w trakcie realizacji swojej misji zachowania pamięci o Polakach poległych na Wschodzie. Dosłownie walczył o każdą kolejną ekshumację, o każdy grób. Oddawał się swojej pracy, był człowiekiem instytucją" - wspomina Marek Biernacki z PO. Przewoźnik z wykształcenia był historykiem. W 1992 roku został sekretarzem generalnym Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Musiał zmierzyć się z polską historią i postawami Polaków w trakcie II wojny światowej. Dzięki jego uporowi powstał cmentarz i pomnik ofiar zbrodni w Jedwabnem.

Reklama

"Jedwabne jest miną, która nie wybuchła, ale jest trudna do rozbrojenia. Pamiętam swój pierwszy przyjazd do tej miejscowości. Wszyscy byli najeżeni, że ważniak z Warszawy chce im wydawać polecenia. Dopiero później zaczęła się dyskusja" - mówił Przewoźnik w rozmowie z "Tygodnikiem Powszechnym". Kolejnym jego sukcesem było ponowne, uroczyste otwarcie Cmentarza Obrońców Lwowa. Udało mu się to po wieloletniej walce z władzami Lwowa.

Spierał się z Instytutem Pamięci Narodowej o oceną zachowania Rosjan w sprawie katyńskiej. Uważał, że mimo wszystko rosyjskie władze w końcu zaczęły współpracować z Polską. Stał na stanowisku, że relacje Polski i Rosji unormują się dopiero, gdy rodziny pomordowanej inteligencji poznają los swoich bliskich.

"Historyk patrzy na to inaczej: bada fakty. Natomiast rodziny - których są tysiące - chcą poznać losy swoich bliskich. A nie mogą. Nie znamy wciąż miejsc, w których ukryto zwłoki. Dziś włączyłem internet i nie mogłem uwierzyć, ile wciąż jest pytań od rodzin o. losy bliskich. To nie są już ludzie starzy. To młodzi, którzy posługują się internetem, wnuki, chcą poznać losy rodziny" - mówił Przewoźnik cztery dni temu w TOK FM.