ZBIGNIEW PARAFIANOWICZ: Według sondaży w zaplanowanych na przyszły rok wyborach pana ugrupowanie - Fidesz wygra wybory i samodzielnie stworzy rząd. Jaki jest pana plan na wyciągnięcie Węgier z zapaści finansowej po przejęciu władzy? Jak jako premier zamierza pan wyprowadzić Węgry na prostą?

Reklama

VICTOR ORBAN* Perspektywy nie są dobre, ale jestem optymistą. Na Węgrzech jest zgoda społeczna, że potrzebne są poważne zmiany. Niemal wszyscy Węgrzy chcą tego samego. Jest energia na wyprowadzenie kraju na prostą. Właśnie ta wola, a nie sztab wybitnych ekonomistów - daje mi wiarę, że uda nam się wyjść z kryzysu. Jeśli chodzi o sprawy finansowe. Mamy poważne długi. Dziura budżetowa wynosi od 7 do 8 proc. PKB. Wzrost gospodarczy spadnie jeszcze o 7 - 8 proc. Moim zdaniem kluczem do pokonania problemów będzie właśnie zapewnienie wzrostu gospodarczego. By tak się stało, zamierzam uprościć i obniżyć podatki. To z kolei pociągnie za sobą tworzenie nowych miejsc pracy. I dalej wzrost wpływów do budżetu. Tylko w ten sposób uda nam się zatrzymać rosnący dług publiczny i wyjść z obecnej zapaści. Moim planem jest prowadzenie takiej polityki gospodarczej, by bezrobocie spadło poniżej poziomu 3 proc. Szkoła monetarystyczna mówi, że to, co planuję, jest populizmem. Ja twierdzę, że jestem realistą.

Po tym co pan zadeklarował od razu nasuwa się pytanie: skąd pan weźmie pieniądze na łatanie dziury budżetowej, jeśli planuje pan obniżanie podatków?

Już raz mi się to udało. W 1998 roku, po tym jak przejąłem władzę. To był jedyny cykl w ostatnich 20 latach na Węgrzech, gdy dług publiczny obniżał się szybkim tempie. Równolegle do tego radykalnie zmniejszała się liczba bezrobotnych. Według monetarystów to niemożliwe. A jednak się udało. Zamierzam również przywrócić zaufanie do Węgier za granicą. To oznacza, że papiery wartościowe państwa będziemy mogli sprzedawać korzystniej niż teraz. Do tego znajdę jeszcze jedno źródło dochodu - w szarej strefie. Ona istnieje, bo jest niskie zaufanie do państwa. Około 25 proc. PKB jest w niej wywtarzanych. Jestem zwolennikiem obniżenia podatków, by te 25 proc. pozyskać. Wyciągnąć z szarej strefy.

Reklama

Zdaniem części ekonomistów to pan jest praprzyczyną obecnych kłopotów gospodarczych Węgier. Mniej więcej od początku 2000 roku, gdy był pan premierem - rozpoczął się dość kosztowny proces wspierania węgierskiej klasy średniej np. poprzez popularyzację subwencjonowanych przez państwo tanich kredytów hipotecznych dla przedsiębiorców. Zaproponowane przez pana rozwiązania były niezdrowe dla budżetu i finansów publicznych. Czy czuje się pan współodpowiedzialny za obecne problemy Węgier?

Zgadzam się, że jeśli klasa średnia nie wypracowuje bogactwa kraju, to nie ma sensu jej wspierać. Moje założenie było i jest jasne: państwo da jednego forinta, ale ty wydaj dwa forinty. Ta polityka daje impuls dla gospodarki. Nie uważam, by moja polityka była praprzyczyną obecnych problemów. Problemy zaczęły się w 2003 roku, gdy straciliśmy władzę a przejęli ją postkomuniści. Wówczas o 50 proc. podwyższono wynagrodzenia dla budżetówki. To nie dawało żadnego impulsu dla gospodarki. Ja powiększałem minimalne wynagrodzenie. I to pomogło gospodarce, bo ludziom zaczęło się opłacać pracować. Zmniejszyłem czas, w którym przysługuje zasiłek dla bezrobotnych. Zmniejszyłem podatki, ale poprawiłem ich ściągalność. Dla studentów dałem kredyty studenckie. Więcej osób się uczyło. Mój rząd wprowadził wsparcie dla tych, którzy mają już jakieś oszczędności a planują zakup mieszkania. Małym i średnim firmom ułatwiłem branie kredytów, by przedsiębiorcy mogli inwestować. Takie wsparcie państwa nie jest rozdawnictwem. Taka polityka jest impulsem dla gospodarki.

Jakimi decyzjami zamierza pan przywrócić zaufanie kapitału zagranicznego do Węgier?

Reklama

Najpierw trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego straciliśmy to zaufanie? Ta odpowiedź jest dość prosta: dlatego, że obecny i poprzedni rząd cały czas kłamie. Fałszowane są dane gospodarcze. Premier Węgier w 2006 sam przyznał się nawet do kłamstwa. Tymczasem rząd znów sfałszował dane dotyczące budżetu. W ubiegłym tygodniu przyjęto budżet-fikcję. Zapisano, że dziura budżetowa będzie poniżej 4 proc. PKB. Ale cyfry pokazują, że to będzie 7-8 proc. Zaufania międzynarodowego w ten sposób się nie odzyska. Każdy kto chce inwestować potrafi liczyć. Tylko mówiąc prawdę można zacząć coś zmieniać. Trzeba zacząć szczerze mówić o sytuacji na Węgrzech.

Czy pana zdaniem lekarstwem na problemy Węgier może być podjęcie działań na rzecz przystąpienia do euro? To modna teoria w myśl, której uda się uleczyć wszelkie bolączki krajów dotkniętych kryzysem. Będzie pan chciał szybkiej scieżki do euro dla Węgier?

Na większość naszych problemów, z którymi teraz się borykamy euro jest rozwiązaniem. Interesem Węgier jest jak najszybsze przyjęcie europejskiej waluty. Problem jednak w tym, że na to nie będziemy mieli szansy jeszcze przez lata. Przed rokiem 2015 nie wyobrażam sobie przyjęcia euro. Nie da się uczynić cudów i w szybkim czasie spełnić kryteriów pozwalających na to.

Proponowane przez pana reformy będą się wiązały z kosztami społecznymi? Oczekuje pan fali protestów, która przetoczy się przez Węgry? Zaryzykuje pan przegraną w kolejnych wyborach, by wyprowadzić kraj na prostą? Dziś ma pan ogromne poparcie Węgrów. Reformy mogą zmieść FIDESZ ze sceny politycznej.

Trzeba się liczyć z protestami i niezadowoleniem. Polityk nie może być zaskoczony, że są niezadowoleni. Pytanie czy więcej ludzi straci czy zyska na zaproponowanych przez nas reformach. Jestem przekonany, że uda się przekonać Węgrów do reform. Bo jestem pewien, że na zaproponowanych rozwiązaniach więcej ludzi zyska.

Węgrzy są gotowi na zaciskanie pasa?

Nie. Ludzie z natury nie chcą zaciskać pasa. Chcą widzieć owoc swojej pracy. Problem w tym, że dziś praca na Węgrzech nie ma ani szacunku, ani większego sensu. Z zasiłków socjalnych można tak samo dobrze żyć jak z pracy. Wynagrodzenie powinno być zatem więcej warte niż zasiłki socjalne. Społeczeństwo, w którym można przeżyć bez pracy nie ma racji bytu. To się musi zmienić. Moim głównym celem jest budowanie nowych miejsc pracy. Jest praca, są emerytury. Jest praca, są pieniądze na szkolnictwo i służbę zdrowia. Jeśli uda się poprawić w tej dziedzinie sytuację, będziemy na dobrej drodze do wyjścia z kryzysu.

* Victor Orban: węgierski polityk, premier Węgier w latach 1998-2002. Lider Węgierskiej Partii Obywatelskiej Fidesz