Całą inicjatywą interesuje się również Rosja, która stara się znaleźć alternatywne dla rurociągu Przyjaźń szlaki transportowe.

Jak ujawnił jeden z wysokich rangą urzędników tureckiego ministerstwa spraw zagranicznych Hakki Akil, resort ma zamiar zwrócić się do spółek trudniących się przewozem ropy przez cieśniny Bosfor i Dardanele, by ochotniczo zobowiązały się do korzystania z rurociągu Samsun-Ceyhan. "Ruch tankowców na Bosforze staje się coraz bardziej niebezpieczny, właściwie z dnia na dzień" - mówił Akil w rozmowie z tureckim dziennikiem Referans.

Reklama

Trudno się dziwić Turkom. Zgodnie z oficjalnymi statystykami w zeszłym roku przez obie tureckie cieśniny przepłynęło 18 866 tankowców, czyli średnio 51 okrętów dziennie. Przewożą one w sumie 120 mln baryłek ropy rocznie, a zgodnie z prognozami w ciągu najbliższej dekady liczba ta ma się podwoić.

Ruch oczywiście nie odbywa się bezkolizyjnie - w 2009 r. w tym tłumie doszło do 67 wypadków. Wybrzeża Istambułu usiane są zaś wrakami dziesiątków mniejszych lub większych jednostek, z których jedynie nieliczne znalazły się na tych dzikich złomowiskach ze starości. Cała reszta to ofiary nieuwagi pilotów. Tureckie media chętnie przywołują też wspomnienia o największej katastrofie tankowców, do jakiej doszło w listopadzie 1979 roku u południowego wejścia do cieśniny Bosfor. O piątej nad ranem w szarówce zderzyły się wówczas dwie jednostki - libijski tankowiec "Independente" oraz grecki kontenerowiec M/V "Evriali". Doszło do gigantycznego wybuchu, w którym zginęła olbrzymia większość załogi libijskiego okrętu. Turecka marynarka wojenna przez wiele godzin próbowała ugasić pożar, a brzegi cieśniny zostały zanieczyszczone na wiele lat.

Reklama

"Bez względu na to, czy dojdzie do kolejnego wypadku na wielką skalę, czy nie, wszystkie spółki, które wydobywają ropę w regionie Morza Kaspijskiego, Rosji, Bliskim Wschodzie i Morzu Czarnym, powinny wiedzieć, że tureckie cieśniny nie są już rozwiązaniem dla nich" - twardo stwierdził Akil w rozmowie z dziennikarzami.

czytaj dalej



Reklama

Najważniejszą z alternatyw oferowanych przez Ankarę spółkom naftowym staje się w tej sytuacji rurociąg Samsun-Ceyhan. Ta warta 2 mld dolarów inwestycja powinna być gotowa już w 2012 r. Długa na 550 km nitka ma mieć docelową przepustowość 1,5 mln baryłek dziennie. Na obu końcach rurociągu znajdą się też zbiorniki o pojemności 6 mln baryłek w Samsun i 8 mln w Ceyhan.

Nie jest zaskoczeniem, że projektem interesują się Rosjanie. Nitka łącząca Samsun z Ceyhan doskonale wpisuje się w rosyjską strategię tworzenia wielu alternatywnych szlaków przesyłowych. Pod koniec ubiegłego roku w Rzymie przedstawiciele Turcji i Rosji podpisali porozumienie, które otwiera rosyjskim firmom drogę do udziału w tym przedsięwzięciu. Rurociągiem Samsun-Ceyhan interesują się przede wszystkim koncerny Transnieft i Rosnieft.

To kolejny z projektów, w jakie angażują się przy pełnym poparciu Kremla rosyjskie firmy. "Niewątpliwie Rosja szuka tylu tras przesyłowych, ile tylko jest możliwe" - mówi nam Paul Stevens, ekspert ds. szlaków transportu surowców z Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych w Londynie. Jego zdaniem kolejne planowane nitki rurociągów oraz terminale nadmorskie, m.in. we Władywostoku, Primorsku czy Nachodce, mają przede wszystkim uwolnić Moskwę od nacisków, które próbują czasem wywierać kraje tranzytowe. "Bywa, że wystarczy samo ogłoszenie planów budowy alternatywnej trasy transportu ropy czy gazu, by ograniczyć żądania adwersarza" - podkreśla Stevens. Według niego klasycznym przykładem takiej sytuacji może być ogłoszenie planów budowy bałtyckiego systemu przesyłu, tzw. BSP-2, w 2007 r. - zaledwie rok po sporze o szlaki transportowe między Rosją a Białorusią i korzystanie z rurociągu Przyjaźń.

"Przyszłość rosyjskiej polityki w dziedzinie szlaków transportu waży się właśnie na Ukrainie" - uważa z kolei francuski ekspert ds. Rosji Dominique Colas. Jak podkreśla, to właśnie od tego, jak teraz ułożą się stosunki między władzami Rosji a nowo wybranym prezydentem Wiktorem Janukowyczem, zależeć będzie dynamika rozbudowy infrastruktury przesyłowej dla rosyjskich - oraz kontrolowanych przez Rosję - surowców. Jeśli stosunki Moskwa - Kijów staną się poprawne, większość rosyjskich projektów może ulec znacznemu spowolnieniu.

Na razie Moskwa stara się zadbać o nowych partnerów. Wejście Rosjan do projektu Samsun-Ceyhan oznacza, że Kreml jest w stanie odstąpić od toczonego od początku lat 90. z Turcją sporu o dostęp do cieśnin Bosfor i Dardanele. Za każdym razem, kiedy Ankara wprowadzała nowe restrykcje dotyczące ruchu w cieśninach albo przynajmniej zapowiadała takie ograniczenia, Rosja gwałtownie protestowała, powołując się na porozumienia z Montreux z 1936 r. gwarantujące swobodny ruch na wodach Bosforu i Dardaneli. Jednak odkąd Rosja zaczęła angażować się w projekt Samsun-Ceyhan, protesty ucichły.

p

NINO DZHIKIYA: Dlaczego Rosja interesuje się rurociągiem Samsun-Ceyhan?
WŁADIMIR WOŁOSZIN*: Po pierwsze, Rosja pompuje ropę do Europy przez przestarzałą infrastrukturę - taką jak rurociąg Przyjaźń. Po drugie, ominięcie zatłoczonej cieśniny Bosfor usprawni proces przepływu surowców. Po trzecie, dla Moskwy priorytetem jest bezpieczeństwo dostaw ropy naftowej z Rosji i regionu kaspijskiego. Gdyby miała pewnych sojuszników w postaci Ukrainy i Białorusi, prawdopodobnie nie musiałaby angażować się w tak kosztowny projekt.

Jakie będą konsekwencje budowy Samsun-Ceyhan dla Ankary i Moskwy?
Turcja bez wątpienia stanie się ważnym węzłem tranzytowym. Przełoży się to na wzmocnienie jej znaczenia w polityce międzynarodowej, szczególnie w relacjach z Unią Europejską. Z kolei Rosja uniezależni się od Ukrainy i Białorusi w dziedzinie przesyłu jej surowców do Unii Europejskiej. Natomiast Bruksela zyska na bezpieczeństwie i stabilności dostaw ropy. Niewątpliwie jednak Rosja będzie musiała ponieść wielkie koszty tego przedsięwzięcia - co będzie skutkować wzrostem cen ropy w całej Europie.

Czy rola Rosji ograniczy się jedynie do użytkowania rurociągu?
Rosja zdaje sobie sprawę, że przy wspólnej budowie ropociągu warto wygospodarować dla siebie także udział w infrastrukturze. Daje to większą kontrolę nad przepływem surowca oraz wzmacnia pozycję Rosji.

*Władimir Wołoszin, ekonomista Rosyjskiej Akademii Nauk