Wszyscy mieli w pamięci tragedię sprzed trzech lat. Prom Columbia rozpadł się wtedy nad Ziemią i spłonął. Tym razem osłona termiczna, o stan której wszyscy się zamartwiali, na szczęście wytrzymała!

Lot trwał 13 dni, ale ta liczba nie przyniosła załodze pecha. Sześciu astronautów od rana szykowało się do lądowania w Centrum Kosmicznym na Florydzie. Było trochę nerwowo, bo zapasu tlenu mogło wystarczyc zaledwie do środy. Prom musiał wylądować najpóźniej we wtorek.

Szczęśliwemu lądowaniu mogły przeszkodzić nawet przelotne opady. NASA planowała, że w razie kłopotów następne podejście do lądowania będzie dwie godziny później, a kolejne jutro. W tym wypadku prom lądowałby w bazie lotniczej w Kalifornii.

Reklama

Około godz. 14 odpalone zostały silniki rakietowe i rozpoczęła się procedura lądowania. Z wysokości 320 kilometrów statek kosmiczny zbliżał się do powierzchni Ziemi nieco ponad godzinę. Wylądował bez kłopotów.

Discovery wystartował do tej misji 4 lipca. Prom przycumował do międzynarodowej stacji kosmicznej. Zostawił tam dwie tony jedzenia i sprzętu technicznego oraz jednego astronautę. Niemiec Thomas Reiter wróci na Ziemię za pół roku. Dwaj astronauci trzy razy wychodzili też w otwartą przestrzeń kosmiczną. Naprawili usterki stacji orbitalnej.

Reklama